Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Podsumowanie Ethno Port Poznań: Festiwal otwartych głów

Marcin Kostaszuk
Fot. Waldemar Wylegalski
Fenomenalny, niedzielny występ Habiba Koité i jego zespołu rodem z Mali, pozostanie w pamięci jako najważniejsze wydarzenie tegorocznego Ethno Portu. Festiwalu unikalnego, ale - jak się okazuje - niszowego. To wcale nie musi być zarzut, ale pytanie o taki, a nie inny efekt całkiem przecież sporej kampanii promocyjnej.

Niedzielę rozpoczął występ Żywiołaka - obok Kapeli Ze Wsi Warszawa najbardziej chyba progresywnego polskiego zespołu z kręgu folkowego. Dialogi zawodzących, piszczących i dokonujących innych śpiewanych szaleństw wokalistek plus niewątpliwie ciężko rockowy rodowód instrumentalistów (nie wyłączając skrzypka), na etno-nowicjuszach zrobiło wrażenie piorunujące. Fani trochę jednak narzekali, że żywiołakowe "heavy etno" widzieli już w lepszej formie.

Na występie Habiba Koité nieprzypadkowo padł frekwencyjny rekord - muzyk z Mali doczekał się porównań zarówno do Erica Claptona (za niezwykły, a zarazem rozpoznawalny styl gry na gitarze), jak i Bobby'ego McFerrina (sztuczki wokalne). Nie byłby to jednak tak pamiętny występ, gdyby nie jego partnerzy z zespołu Bamada, którzy korzystali zarówno z instrumentów konwencjonalnych (bas, perkusja, gitara), jak i tradycyjnych: kory (nieco przypominającej gitarę), balafonu (afrykański rodzaj wibrafonu) czy talking drum (bęben przewieszany na pasku przez ramię, wiszący na wysokości serca).

Perfekcyjne nagłośnienie sprawiło, że usłyszeliśmy muzykę ekspresyjną, a jednocześnie kojącą i harmonijną. Po takim intensywnym przeżyciu, kończący festiwal udany występ algierskiej śpiewaczki Houria Aichi i jej zespołu L'Hijâz'Car zszedł na drugi plan, choć i w nim odnaleźć można było pierwotną energię, wydobywaną głównie z instrumentów perkusyjnych.

Według organizatorów z CK Zamek przez festiwal przewinęło się około 5 tysięcy widzów. Biorąc pod uwagę, że scena stanęła nieomal w środku miasta, a bilety kosztowały relatywnie niewiele (karnet na 10 koncertów - 50 złotych), to sukces artystyczny nie poszedł w parze z frekwencyjnym. Dlaczego? Żadne nazwisko z afisza nie było rozpoznawalne od razu, a większość widzów, kupując bilety, dawało jednocześnie dowód bezwarunkowego zaufania do wyboru organizatorów.

Nagrań gwiazd Ethno Portu nie było słychać w żadnym radiu, bo world music od kilku lat po prostu nie przebija się do radiowych ramówek. Efekt to publiczność nie- wyedukowana, niemająca pojęcia, czy częstuje się ją produkowaną taśmowo zagraniczną "Cepelią" czy prawdziwym folkiem z dalekich stron, mającym ambicje pokonywania międzykulturowych granic bez sięgania na przykład po zrozumiałą wszędzie tandetę brzmień dyskotekowych. W moim przekonaniu dostaliśmy festiwal godny, z co najmniej trzema fajerwerkami w postaci koncertów Mari Boine, Djivana Gasparyiana i Habiba Koité. Reszta wykonawców wstydu nie przyniosła, choć wielkich uniesień też nie.

Do Ethno Portu trzeba mieć po prostu otwartą głowę i dlatego nigdy nie będzie to impreza masowa. Ale może to dobrze?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski