Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Urban Legends, czyli legendarne miasto P.

Ewa Obrębowska-Piasecka
Gracjan Roztocki miał być "prawdziwą gwiazdą" festiwalu Urban Legends. Jego bohaterami zostali wszyscy uczestnicy sobotniej eskapady - także wszechobecny...  goryl
Gracjan Roztocki miał być "prawdziwą gwiazdą" festiwalu Urban Legends. Jego bohaterami zostali wszyscy uczestnicy sobotniej eskapady - także wszechobecny... goryl W. Wylegalski
Uczciwie przyznaję, że nie cierpię wycieczek, ale niemal całą sobotę poświęciłam na zwiedzanie Poznania w zwartej grupie podobnych mi szaleńców.

Urban Legends to fantastyczna, wielogodzinna wędrówka po mieście, jakiego nie znamy, jakiego się wstydzimy a czasem boimy, ale także takim, o jakim marzymy.
Przemierzaliśmy miasto specjalnymi autobusami i wędrowaliśmy pieszo: od Parku Sołackiego, przez poznańskie mosty, dziedzińce, place, uliczki, zapuszczone bramy...

Kolejne przystanki na trasie wyznaczały artystyczne zdarzenia wpisane w miejskie opowieści: zanurzone w historii i wyssane z palca, liryczne i dramatyczne. Spacer okazał się także wędrówką po labiryntach współczesnej sztuki. Takiej, która ma odwagę opuścić muzealno-galeryjne pielesze i zmierzyć się z rzeczywistością.

Niezastąpionym przewodnikiem - i po mieście, i po meandrach artystycznych działań - był Paweł Leszkowicz, który niczym prestidigitator zmieniał role: od eleganckiego i elokwentnego oprowadzacza pięknych historii do krytycznego obserwatora i uczestnika miejskich zdarzeń. Pod jego wodzą zanurzaliśmy się w bardzo różnych atmosferach: familijnego spacerku, niebezpiecznej eskapady badawczej czy nawet nie do końca legalnej manifestacji.

Uczestnicy wyprawy nie zapomną Parku Sołackiego zaczarowanego przez Izabelę Gustowską. W soczystej zieleni zabieliło się od sukien ślubnych całej rzeszy panien młodych pozujących do zdjęć. Była delikatna muzyka, był weselny tort. Było wielkie miejskie święto.

Piotr Kurka zaprosił widzów, żeby z daleka przez lunetę, a potem z bliska zadzierający wysoko głowy przyglądali się postaci mężczyzny, który z krukiem na głowie przystanął na balustradzie mostu Rocha. Z nim śniliśmy na jawie o tym, że w Poznaniu pojawił się brat bliźniak Edgara Alana Poe, a może i o tym, że jest w naszym mieście miejsce na wielką literaturę i sztukę. Ech...

Wzruszała Adelka Agaty Machowskiej - malutka, biała rzeźba, która przycupnęła w bramie przy ulicy Sierocej. Wciąż można tam przeczytać na specjalnej tablicy piękną baśń o dziewczynce i szczurze, który uratował jej życie.

Nostalgicznie i uroczo zrobiło się na Kaponierze, gdzie Sylwii Czubale udało się przywołać klimat nieistniejącego kina Bałtyk. Na chodniku stanęły składane krzesełka, a na reklamowym ekranie nad parkanem osłaniającym plac budowy, pojawiała się co kilka minut animacja przypominająca legendarny neon z kowbojem, kosmonauta, Indianinem... Znakiem czasów były maleńkie paczuszki z popcornem. W starym Bałtyku niewyobrażalne!

Artyści bywali też krytyczni. Zadawali trudne pytania i prowokowali. Akcja Rafała Jakubowicza i Wojciecha Dudy sprawiła, że nad słynną budką przy Kupcu Poznańskim pojawił się nowy szyld: Poznański Kupiec. Na dużym budynku w logo wpisane są poznańskie koziołki. Na małym - dwa kurczaki. To zdarzenie wywołało dyskusję na temat własności, demokracji, ale też... granic między reklamą a sztuką. Spointowało je spożywanie pieczonego drobiu serwowanego przez właściciela budki.

Grupa Bergamot zabrała nas do głównej witryny Muzeum Narodowego, gdzie mogliśmy oglądać tabliczki zakupione przez artystów od poznańskich żebraków. Tu zderzyły się dwie interpretacje pracy. Jedni traktowali ją estetycznie, inni społecznie. Niezależnie od wyboru, sztuka spotka się z życiem bardzo dotkliwie.

Marek Wasilewski przywołał w jednym z knajpianych ogródków przy Półwiejskiej echa spacyfikowanego przed laty Marszu Równości - czarnej poznańskiej legendy. W jego filmie bojowe cheerleaderki wykrzykują hasła, którymi potraktowano demonstrantów: "Zrobimy z wami, co Hitler zrobił z Żydami!" Tym razem doszło na szczęście wyłącznie do żywiołowej wymiany zdań między uczestnikami wycieczki.

To ledwie kilka punktów naszej wyprawy. Były jeszcze torturowane czarownice w piwnicy, nieszczęśliwi kochankowie na Rybakach, ukarane przez złe mieszczki służki, nieudana próba umówienia się na randkę ze słoniem Ninjo, drzewa uwięzione i drzewa na spacerze.. Były też obrazy "przejechane", ślady piorunów kulistych i zwoje białej kiełbasy i wspomnienie prawdziwej egzekucji. Była wreszcie ciężarówka z piaskiem, grająca "silnikowe" koncerty i goryl, który pojawiał się nieustannie nie wiadomo skąd.

Poznań wydał mi się w tę sobotę fantastycznym miastem: otwartym, intrygującym, tajemniczym, uroczym... Śladem projektu wymyślonego przez Izabelę Gustowską, Ramana Tratsiuka, Pawła Leszkowicza i zrealizowanego przez sztab twórczych ludzi ma być książka. Taki przewodnik po Poznaniu kupuję natychmiast.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Urban Legends, czyli legendarne miasto P. - Głos Wielkopolski

Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski