Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Był łapówkarz ujawnia korupcję w wojsku

Łukasz Cieśla
- Przedstawiciele organów ścigania obiecywali, że to szybko nastąpi, jeśli pójdę na współpracę. Na słowach się skończyło - skarży się Leszek Serba.
- Przedstawiciele organów ścigania obiecywali, że to szybko nastąpi, jeśli pójdę na współpracę. Na słowach się skończyło - skarży się Leszek Serba. M. Zakrzewski
Z doświadczeń przedsiębiorcy Leszka Serby wynika, że prawie każdy większy przetarg w wojsku jest ustawiony. A wie, co mówi, bo ponad 20 lat dawał łapówki mundurowym z Lubuskiego i Wielkopolski. Zwierzenia łapówkarza notował Łukasz Cieśla.

Żołnierze, inspektorzy budowlani, biznesmeni, a nawet pracownicy organów ścigania - lista osób, które zdaniem przedsiębiorcy budowlanego z Zielonej Góry były uwikłane w korupcję, jest bardzo długa. Poznańska prokuratura wojskowa potwierdza jego kolejne rewelacje i zapowiada, że będzie kierować do sądu następne akty oskarżenia. Między innymi przeciwko Bogdanowi K., szefowi Regionalnego Zarządu Infrastruktury (RZI) w Zielonej Górze. On sam zaprzecza jednak oskarżeniom.

Leszek Serba, który go obciąża, to przedsiębiorca budowlany z Zielonej Góry. Przez ponad 20 lat tkwił w korupcyjnym układzie. Gdy kilka dni temu informowaliśmy o wielkiej aferze z wojskowymi mapami, które wykonywano za łapówki, przedsiębiorca nie był zdziwiony sensacyjnymi informacjami. Jak mówi, łapówki za zlecenia od wojska to żadna nowość.

On sam opłacał się w zamian za wygranie przetargów na remontowanie obiektów należących do armii. Pieniądze dawał przede wszystkim pracownikom wojskowego zielonogórskiego RZI. Przekonuje, że przez lata nie widział możliwości wyjścia z korupcyjnego układu, bo ciche przyzwolenie na jego funkcjonowanie dawała zielonogórska prokuratura wojskowa, a konkretnie jej ówczesny szef Jan Pardej. - Dobrze wiedział, co się dzieje w RZI - twierdzi Serba. - Byliśmy na "ty", razem spotykaliśmy się na imprezach w wojsku, za darmo wykonywałem także prace budowlane u niego w domu.

Jan Pardej obecnie pracuje w Prokuraturze Okręgowej w Zielonej Górze. Szefuje wydziałowi do spraw informatyzacji i analiz. Zaprzecza oskarżeniom Serby. - Ten pan jawił się jako mój serdeczny kolega. Gdy potrzebował pomocy, udzieliłem mu porady prawnej. O ile dobrze pamiętam, ocieplał mój garaż, ale rozliczyliśmy się za tę usługę. Dziwię się więc, że teraz wypowiada się w taki sposób.

Na pewno nie robi tego z zemsty, bo nie ma żadnych powodów, by to robić. Może po prostu jest chory - komentuje Jan Pardej. - Wyjaśniany jest wątek dotyczący przyjęcia korzyści majątkowej przez ówczesnego szefa Wojskowej Prokuratury Garnizonowej w Zielonej Górze - potwierdza tymczasem prokurator pułkownik Mikołaj Przybył z Wojskowej Prokuratury Okręgowej w Poznaniu.

Serba obciążył także Jerzego J., obecnego dyrektora finansowo-administracyjnego w zielonogórskiej Prokuraturze Okręgowej. W przeszłości był szefem RZI w Zielonej Górze. Miał wówczas przyjąć od Serby korzyść majątkową. Jerzy J. usłyszał już zarzuty.

Zaczęło się od koniaku

Korupcyjne śledztwo ruszyło latem 2007 roku. Wtedy Serba złożył niespodziewaną wizytę w poznańskiej prokuraturze wojskowej. Dlaczego to zrobił? Zapewnia, że nie chciał dalej uczestniczyć w chorym układzie, w którym najpierw trzeba dużo dać, żeby cokolwiek dostać. Ale były i bardziej przyziemne powody - twierdzi, że nie otrzymał obiecanej zapłaty z zielonogórskiego RZI za jedną z robót, a poza tym łapówki były coraz wyższe.

W poznańskiej prokuraturze przedstawił swój "korupcyjny" życiorys. Wynika z niego, że proceder zaczął się niewinnie, od butelki koniaku. Tym trunkiem w latach 80. odwdzięczał się za pierwsze zlecenia na roboty budowlane. Z czasem stawki zaczęły być większe. Od lat 80., gdy stawiał pierwsze kroki w branży budowlanej, zmieniły się wymagania decydentów od przetargów. Alkohol z czasem mógł być jedynie dodatkiem do grubej koperty lub darmowego remontu mieszkania.

Na początku lat 90. zaczął wykonywać prace na zlecenie Wojskowych Zakładów Remontowo-Budowlanych w Krotoszynie. - Praca stawała się nieopłacalna. Co z tego, że dostawałem zlecenia, skoro "odpał" dla tamtejszych wojskowych wynosił ponad 20 procent od wartości przetargu - wyjaśnia Serba.

Wątek korupcji w Krotoszynie jest wyjaśniany przez poznańską prokuraturę. Prawdopodobnie śledczy niebawem postawią zarzuty osobom zamieszanym w ustawianie przetargów.

Wychodzenie z bagna

Serba, po przygodzie z krotoszyńskim zakładem, zamierzał wycofać się z branży i zająć się montażem okien. Wytrzymał kilka miesięcy. Był rok 1994. - Zadzwonili z RZI w Zielonej Górze. Wyczuli, że mogą mnie wciągnąć w następny korupcyjny układ. Zapewniali, że w naszych relacjach będą panowały "zdrowe zasady". Obiecywali opiekę podczas wykonywania robót. W zamian miałem im płacić łapówki, których równowartość wynosiła "tylko" 10 procent od wartości przetargu. Zgodziłem się, jak wielu innych kolegów z "dużego biznesu" - przyznaje Serba.

W Zielonej Górze w branży budowlanej jest spalony

Korupcyjny układ rozwinął się do tego stopnia, że jego firma, w porozumieniu z innymi, przez lata wspierały się w wygrywaniu ustawionych przetargów. Jak mówi Serba, gdy zielonogórski RZI dostawał z MON pieniądze pod koniec roku kalendarzowego i musiał na coś je wydać, organizował fikcyjny przetarg. Zaprzyjaźnione firmy składały oferty. Po rozstrzygnięciu przetargu dzielono się pieniędzmi z ministerstwa. Roboty często przeprowadzane były jedynie na papierze.

Po ujawnieniu korupcji, Leszek Serba łudził się, że dostanie status świadka koronnego. Zmieniłby nazwisko, wraz z rodziną rozpocząłby nowe życie i być może zapomniał o przeszłości. Inny scenariusz zakładał, że winni szybko zostaną ukarani i znowu zacznie pracować dla wojska. Ale na uczciwych zasadach.

- Przedstawiciele organów ścigania obiecywali, że to szybko nastąpi, jeśli pójdę na współpracę. Na słowach się skończyło. Efekt jest taki, że nie mam za co żyć. Nie stać mnie nawet na kieszonkowe dla dzieci, które rozpoczęły studia poza Zieloną Górą. Stałem się ojcem, którego finansowo wspierają dzieci i dziadkowie. W Zielonej Górze, w branży budowlanej, jestem "spalony". Sprawy w sądach będą się ciągnąć, a osoby zamieszane w korupcję dalej mają wpływ na wiele spraw. Przestrzegam więc wszystkich, by nie stali się zakładnikami wymiaru sprawiedliwości. Bo prawo bardziej chroni przestępców niż osoby takie jak ja - uwikłane w bagno biznesu, z którego chcą wyjść - żali się Serba.

Prokurator Mikołaj Przybył z poznańskiej Wojskowej Prokuratury Okręgowej odrzuca te sugestie. Jak mówi, śledztwo wymagało czasu, bo przestępstwa gospodarcze i korupcyjne nie są łatwe do udowodnienia. Konieczna była weryfikacja wielu tysięcy kart dokumentów z postępowań przetargowych, umów, zleceń oraz faktur.

- Sprawa dotyka wielu instytucji i osób powiązanych z sobą skomplikowaną siecią zależności służbowych i towarzyskich. Ułatwiały one popełnianie przestępstw i zdecydowały o tym, że było możliwe "ustawianie" postępowań przetargowych przez wiele lat - tłumaczy pułkownik Przybył.

A Leszek Serba? Jak argumentuje prokurator, przedsiębiorca przez lata po uszy tkwił w korupcyjnym układzie i czerpał z niego spore korzyści. - Był jednym z beneficjentów układu. Mogliśmy mu więc zaproponować instytucję "małego świadka koronnego", polegającą na nadzwyczajnym złagodzeniu kary. I tak właśnie postąpiliśmy. Na więcej nie pozwalały przepisy - dodaje prokurator.

Z "milionera" do zera

Leszek Serba faktycznie sporo zarabiał na zleceniach dla wojska. Ale jak twierdzi, dobrze było właściwie tylko na samym początku. W końcówce PRL-u, startując "od zera", zbudował dom, wychował trójkę dzieci, a w 1992 roku, po kilku latach pracy, miał najnowszego w Zielonej Górze volkswagena passata. I to kupionego za gotówkę. Ale dziś o wielkich pieniądzach może jedynie pomarzyć. Wypadł z branży. Teraz przedsiębiorca opowiada o pustym portfelu, oczekiwaniu na komornika albo o targach ze złotnikiem, ile warta jest ślubna obrączka i złoty łańcuszek. Niedawno je sprzedawał, by żona mogła zrobić zakupy. Złotnik dał 600 złotych. Ostatniej deski ratunku na odzyskanie płynności finansowej upatrywał w budowie hipermarketu Carrefour w Zielonej Górze.

Wpadł na pomysł, żeby wykorzystać zwały ziemi wykopane podczas tej inwestycji do budowy ekskluzywnego osiedla domków jednorodzinnych. Obliczył, że zarobi na tym kilka milionów złotych. Wszystko miało być zgodne z prawem, czyli inaczej niż podczas wielu jego wcześniejszych inwestycji. Ale dobrze pomyślany interes nie wypalił.

Serba twierdzi, że został oszukany przez poznańskie firmy, które pracowały przy budowie centrum handlowego. Jak mówi, ziemi nie dostał, bo nielegalnie nią obracano. Jego skargę dotyczącą nieprawidłowości za zasadną uznał niedawno Główny Inspektor Ochrony Środowiska, ale cywilna prokuratura z Zielonej Góry, którą informuje o sprawie od czterech lat, do tej pory nikomu nie postawiła zarzutów.

Marek T. też korumpował
Leszek Serba nie jest pierwszy. W 2005 roku poznaniak Marek T. opowiedział policjantom, jak przez lata korumpował wielkopolskich urzędników, wojskowych oraz samorządowców. Obciążył między innymi posła PO Waldego Dzikowskiego. Łapówkę miał przyjąć, gdy był wójtem podpoznańskiego Tarnowa Podgórnego. Polityka, przed postawieniem zarzutów, uchronił immunitet. Zeznania Marka T. doprowadziły jednak do skazania wielu innych osób. Przedsiębiorca zdecydował się na ujawnienie przestępstw, gdy zaczął mieć kłopoty finansowe. W zamian za szczerość prokuratura nie zdecydowała się na oskarżenie go o wręczanie łapówek.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski