Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wyścigi uliczne: Dość uciekania przed policją

Paweł Mikos
Amatorom nocnych wyścigów na 1/4 mili w Poznaniu udało się zalegalizować swoją pasję i od jutra nie będą musieli pod osłoną ciemności rozgrzewać silników na pustych ulicach miasta
Amatorom nocnych wyścigów na 1/4 mili w Poznaniu udało się zalegalizować swoją pasję i od jutra nie będą musieli pod osłoną ciemności rozgrzewać silników na pustych ulicach miasta Tomasz Rumplowicz
W sobotę odbyły się w Poznaniu pierwsze legalne wyścigi uliczne "Z ulicy na tor". Była to jedyna taka impreza w Polsce. O pasji ścigania się z piskiem opon i ludziach uprawiających to niebezpieczne hobby pisze Paweł Mikos.

Pomysł organizacji legalnych wyścigów wziął się z Łodzi, gdzie to w 2007 r. zorganizowano je po raz pierwszy. Nie przetrwały długo - już w rok później zostały zlikwidowane. W Poznaniu więc kilku chłopaków wpadło na pomysł, aby podobną imprezę zrobić w ich mieście. Najlepiej na ul. Szwajcarskiej.

Jednak cena, jaką trzeba by zapłacić za zamknięcie ulicy dla ruchu, pozbawiła ich wszelkich złudzeń. Potem dowiedzieli się, że kiedy zamknięta została ul. Baraniaka na czas popisów kierowcy rajdowego Leszka Kuzaja, organizator musiał wyłożyć 100 tys. złotych. Pozbawieni złudzeń, nie pozbyli się zapału, by zorganizować legalne wyścigi. A pomogła im... policja.

- Kiedyś spotykaliśmy się na parkingu przy ul. Bułgarskiej. Początkowo było spokojnie, po prostu przyjeżdżało nas paru, żeby porozmawiać. Czasem tylko ktoś się pościgał na krótkiej trasie. Później towarzystwo znacznie się rozrosło i zawsze znaleźli się tacy, którzy chcieli się sprawdzić za kółkiem. Od tej pory policja była naszym stałym gościem. W końcu ktoś zapytał jednego z nich, co mamy zrobić, aby przestali nas nękać - wspomina Tomek Antkowiak, jeden z organizatorów jutrzejszej imprezy.

Rady udzielił im Sebastian Adamski, szef wydziału prewencji komisariatu z ul. Rycerskiej: po prostu mieli się przenieść na istniejący przecież w Poznaniu tor samochodowy lub uzyskać zgodę na wyścigi. Tak doszło do rozmów z Automobilklubem Wielkopolski, właścicielem Toru Poznań. Udało się - w kwietniu tego roku zapaleńcy wyścigów dogadali się z przedstawicielem Automobilklubu.

60 zł za 400 metrów
W sobotę w wyścig na popularnym odcinku 1/4 mili, czyli około 400 metrów będzie mógł wystartować każdy. Ale... za przyjemności ścigania się trzeba będzie zapłacić 60 złotych, no i oddać auto do drobiazgowego przeglądu .

- Mieliśmy nadzieję, że będzie to znacznie mniej, ale nie udało się. Sam koszt wynajęcia toru początkowo określono na 25 tysięcy złotych, na szczęście udało nam się zbić tę kwotę - mówi jeden z organizatorów. Dla niektórych 60 złotych to żadne pieniądze, ale jednak dla wielu jest to spora kwota. - Przez tydzień można by za to jeździć - mówi Jarek, który ściga się po ulicach Poznania.

Organizatorzy zwracają jednak uwagę, że samo zabezpieczenie imprezy kosztuje kilka tysięcy złotych: dwie karetki i dwa wozy strażackie, a do tego sprzęt do pomiaru prędkości i oprawa wyścigów.

Grubość portfela o niczym nie świadczy
- Dla większości osób, które ścigają się na ulicach, sobotnia impreza będzie bardziej zabawą niż zawodami - uważa Tomek Antkowiak. Również w czasie nielegalnych wyścigów także zazwyczaj chodzi o zabawę i sprawdzenie się. Jednak niektórzy próbują na tym jeszcze zarobić. Zakładają się, kto szybciej pokona dystans 400 metrów. Zwycięzca zgarnia zazwyczaj 200 zł. Ale oficjalnie nikt się do tego nie przyzna. Zresztą, w taki "sport" bawią się kierowcy z dość zasobnym portfelem... swoim lub taty.

I ten portfel właśnie dzieli miłośników szybkich aut. Jedni sami inwestują we własne pojazdy, czasem odmawiając sobie przyjemności. Ale są też tacy, którzy ścigają się samochodami rodziców. - Owszem, można coś takiego zaobserwować, ale nikt z tego powodu nie jest szykanowany - zapewnia Tomek Antkowiak.

Na ulicach ścigają się nocą nawet prezesi firm i studenci

Jeśli ktoś się chce ścigać, staje na wyznaczonym starcie i czeka, aż ktoś podejmie jego wyzwanie. Nikt nie zwraca uwagi wówczas na zasobność portfela. Za kółkiem podrasowanych aut siadają bowiem nie tylko - wbrew powszechnej opinii - młodzi ludzie z bogatych rodzin. Rajdowcami są prezesi firm, studenci, mechanicy, handlowcy i nawet kilku nauczycieli.

Nie jesteśmy jak "Szybcy i wściekli"
Skąd pasja wyścigowa? - Mój dziadek należał do klubu motoryzacyjnego i od siódmego roku życia sadzał mnie na motocyklu - wspomina Tomasz.

Ale Łukasz zaczynał od... monitora. Wciągnął się w wyścigi przez gry komputerowe. Na ulicach ściga się już od ponad roku. Dość dużą reklamę dla tego hobby zrobił film "Szybcy i wściekli" i kolejne serie tej produkcji. Ale, twierdzą nielegalni dotąd rajdowcy, ten obraz daleko odbiega od polskich realiów. Zazwyczaj nie ma blokowania całych ulic, aby kierowcy aut mogli się z sobą zmierzyć. Auta ruszają, kiedy wiadomo, że trasa jest pusta.

Policjanci są innego zdania. Uważają, że nielegalne wyścigi stanowią duże zagrożenie dla samych uczestników i widzów. - Zawsze prosimy, aby ludzie się odsunęli, kiedy ma odbyć się wyścig - zapewnia anonimowo poznaniak ścigający się w nocy na Zawadach. Według niego jak na razie w Poznaniu w czasie nielegalnych spotkań doszło tylko do dwóch wypadków. Do pierwszego dlatego, że w pędzącym aucie pękła opona. Jazda zakończyła się na słupie. Drugi wypadek nastąpił na skutek nieodpowiedniego użycia hamulca ręcznego i w efekcie samochód zaparkował na tirze. Na szczęście nic poważnego samym kierowcom się nie stało.

Stary może więcej
Ile kosztuje takie hobby? To zależy od tego, czym chce się jeździć. Według Tomka Antkowiaka na auto i "dodatki" trzeba wydać od 20 tys. zł do... setek tysięcy. Główną kwotę przeznacza się na auto seryjnej produkcji oraz urządzenia zwiększające moc pojazdu. Jednym z najprostszych sposobów na to jest modyfikacja systemu elektronicznego auta. W rezultacie zmienia się choćby na chwilę ilość dostarczanego paliwa w krótkim okresie. Tym samym moc silnika może zostać podwyższona o 30 procent. Za taką usługę w warsztacie w Poznaniu żądają około 1000 złotych.
Innym sposobem jest zamontowanie nowego silnika. Ten wykorzystują zwłaszcza miłośnicy starych lub małych aut. Andrzej, właściciel starego wartburga, wstawił do swego auta silnik z BMW.

Podobnie Kuba - do cinquecento zamontował silnik o pojemności 1,2 litra. Dodatkowo podczas wyścigowej jazdy podnosi klapę bagażnika, dzięki czemu uzyskuje ogromny spojler. Efekt jest taki, że właściciele szybkich aut podziwiają tylne światła malutkiego samochodu.
Ale jest również kilka osób, których wydatki na własne auta zmierzają już do dziesiątków tysięcy. Czasem muszą sprowadzać części do swoich "zabawek" ze Stanów Zjednoczonych, Anglii, a nawet Japonii. A nie są to tanie podzespoły.

Głową muru nie przebijemy
W sobotę na legalne wyścigi uliczne do Poznania przyjedzie co najmniej 75 kierowców starymi, jak i nowymi autami. I to z całego kraju: z Torunia, Bydgoszczy, Zielonej Góry, Łodzi, Szczecina, Piły, Warszawy czy Krakowa. Jak na razie nie wiadomo, czy pojawią się słynne Dark Angels z Konina. Oni też chcieli w swoim mieście zalegalizować to hobby, jednak jak na razie nie powiodło się im.

Większość osób, które pojawią się na Torze Poznań, zgadza się opinią Jacka: - Mam już dość uciekania przed policją. Poza tym jak mi zabiorą dowód rejestracyjny, to nie mogę startować w żadnych zawodach, więc nielegalne ściganie się po prostu już się nie opłaca - uważa właściciel czarnej "audicy".

Jednak zorganizowanie zabawy na Torze nie wyeliminuje nielegalnych wyścigów z ulic Poznania. Według Kuby nocne ściganie się niesie z sobą dodatkową dawkę adrenaliny. - Nigdy nie wiadomo, czy pojawi się policja. No i są trochę inne warunki niż na torze - uważa.

- Niestety, część z nas właśnie tak do tego podchodzi, a my głową muru nie przebijemy - mówi Tomek Rumplewicz, jeden z organizatorów.

Rajdowcy są przekonani, że mniej osób ścigałoby się nielegalnie, gdyby w Polsce był zwyczaj podobny do tego z USA. - Wiem, że tam są specjalne tory, które przez jeden dzień w tygodniu są otwarte dla każdego. Płaci się za wjazd jakieś 20 dolarów, czyli równowartość 2 godzin niezbyt dobrze płatnej pracy. Gdyby w Poznaniu również można by zapłacić jakieś 20-30 złotych za wjazd na Tor Poznań, to na pewno znacznie więcej osób wolałoby pojechać z kumplem i ścigać się tam niż na ulicy i ryzykować, że policja znowu zabierze dowód rejestracyjny - uważa Tomek Antkowiak.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Wyścigi uliczne: Dość uciekania przed policją - Głos Wielkopolski

Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski