Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kameralny Poznań kryminalny

Redakcja
R. Królak
W jej powieści nie ma twardego gliny, piorącego przestępców po pyskach, jest za to policjant, który bez kobiet daleko nie zajdzie. Z autorką kryminału "Polichromia" i historykiem sztuki Joanną Jodełką rozmawia Marcin Kostaszuk

Nieprzypadkowo poprosiłem o spotkanie na poznańskim Sołaczu. W Pani debiutanckiej powieści "Polichromia" właśnie tutaj popełnione zostaje morderstwo na wiekowym konserwatorze zabytków...
Sołacz pojawia się tylko na początku książki, ale choć bohaterowie już tu nie wracają, wiele osób się tym sugeruje, mówi o tym miejscu w kontekście książki. Ale dobrze, że się pojawił, bo to wymarzone miejsce, i na spotkanie, i na wywiad. Tu jest pięknie i magicznie - jesteśmy w samym środku miasta, a jakby w jakimś górskim uzdrowisku, typu Polanica Zdrój. W zaułku pomiędzy wielkimi ulicami, których tu nie słychać.

Konserwator ginie na Góralskiej. Dlaczego tutaj?
Bo wystarczy skręcić w bok od ruchliwej Wojska Polskiego i od razu zaczyna się inny świat. Mieszkam w Poznaniu od czasu studiów, ale już wiem, że posiadanie domu albo choćby praca tutaj to sama przyjemność, bo ułatwia kontakt z przyrodą w mieście. To drzewo na przykład, które mijamy, szumi tu przez jakieś ostatnie trzysta lat, pamięta panie z parasolkami i panów w cylindrach. W takie miejsca uciekało się ze śródmieścia między zajęciami z kocem pod pachą. Martwię się, czy te urocze miejsca nie stracą swego charakteru, gdy potraktuje się je zbyt komercyjnie - nie wszystko można sprzedać pod kolejną zabudowę.

Pochodząc z Siedlec, teoretycznie najbliższa powinna być Pani Warszawa. A tymczasem czytelnik odkrywa w Pani Wielkopolankę z przekonania.
Siedlce leżą około 80 kilometrów od Warszawy i tam też trafiła większość znajomych z mojego liceum. Nie przepadałam za stolicą, coś mnie w tym mieście odpychało, chaos, brak osobowości. Poznań jest duży, ale i kameralny - bo w tym mieście można się szybko znaleźć. Czasami mam dziwne wrażenie, że wszyscy się tu znają.

Jak wygląda Poznań w oczach absolwentki historii sztuki?
Poznań miał piękne założenia - plany kilkunastu się rozszerzających się ulic, tworzących sieć coraz bardziej rozszerzających się ringów wokół śródmieścia. Lata 60. to zniszczyły, ale i tak nie można narzekać. Widział Pan plany na rozwój Poznania z tamtych czasów, które są dostępne w Muzeum Miasta Poznania? Stary Rynek miał być jednym wielkim BWA. Nowy ład i porządek i wokół identyczne klocki. Na szczęście mamy i ratusz, i pałac Działyńskich.

Autor kryminału osadzonego w Wielkopolsce musi zmierzyć się ze stereotypem strasznych mieszczan i poznańskiego porządku. Czy takie tło jest dobre dla zbrodni?
Jak najbardziej. Kto by się spodziewał na przykład wybuchu popularności szwedzkich kryminałów? Przecież tam też panuje drobnomieszczańskość, a za pozorami tych ładnych chodniczków kryją się różne wstydliwe sprawy. Gdy przyjechałam tu po raz pierwszy, musiałam wynająć mieszkanie. To był pokój u pewnej pani, która na dzień dobry zakomunikowała, że światło ma się palić tylko do 10 wieczorem, woda ma być używana w ograniczonych ilościach, a kąpieli mam zażywać tylko w sobotę.

- Nie ma w "Polichromii" klasycznego, czarnego kryminału i nie sądzę, żebym miała coś takiego napisać - zapewnia Joanna Jodełka

I była narysowana kreska w wannie, by oznaczyć maksymalny poziom wody?
Aż tak to nie, ale i tak mieszkałam tam tylko miesiąc. Znajomi znają wiele takich historii - na przykład starszych pań, które rozliczały się ze sobą, idąc na drugi koniec miasta oddać 7 groszy. Ale w Poznaniu mieszczaństwo klasyczne bezpowrotnie wymiera. Mój profesor Wujewski, badacz starożytności uważa, że ludność napływowa już po trosze zmieniła mentalność tego miasta. Jest to naturalny proces dla większości dużych miast europejskich, w tych największych dochodzi do tego jeszcze wielokulturowość, ale to przed nami.

Nie poszła Pani jednak na przykład tropem Edwarda Pasewicza, który akcję umieścił w Poznaniu, ale w gejowskim podziemiu, akcentując istnienie "innego" miasta choćby tytułem "Śmierć w darkroomie". U Pani charakterystyczna jest z kolei postać policjanta-maminsynka Macieja Bartola, który jest zaprzeczeniem detektywa-herosa. Śledztwo prowadzi niemrawo i bez kobiecej pomocy w zasadzie nie umiałby rozwiązać kryminalnej zagadki...
Nie było moim zamiarem robienie z policjanta maminsynka, zdziwiłam się, gdy to określenie pojawiło się w recenzji w "Polsce Głosie Wielkopolskim". Bartol ma swoje problemy, czasami wręcz ucieka do pracy przed odpowiedzialnością. W życiu osobistym czeka, aż wszystko samo się ułoży, ale jakoś się nie układa.

I na każdym kroku spotyka apodyktyczną matkę.
Mama Macieja Bartola miała być postacią drugoplanową i taką jest, ale ona się przebiła do świadomości czytelników, ze względu na mocny charakter i dowcip.

Trzyma syna pod butem.
Nie trzyma pod butem, bo w niej jest mądrość kobieca. Syn spłyca problemy, myśli "OK, będzie dziecko, ułoży się i będzie OK". A ona wie, że "jakoś" nie będzie, że to ma znacznie większe konsekwencje. On nie zdaje sobie sprawy, że dziecko to rewolucja w życiu.

Takich problemów nie miał chyba jeszcze żaden powieściowy glina...
Faktycznie, nie ma Marlowe'a z powieści Chandlera, nie wszystkie kobiety są złe, a detektyw nie musi chodzić i otwierać kopniakiem każdych drzwi i zostawiać odciski pięści na twarzy dwa razy większego od siebie ochroniarza. Nie ma w "Polichromii" klasycznego, czarnego kryminału i nie sądzę, żebym miała coś takiego napisać. Żyję tu i teraz, w stroju z lat dwudziestych dobrze wychodzę tylko na zdjęciach.

Osadzając akcję tu i teraz zadała Pani pytanie o nowe role życiowe. Kryminał staje się momentami tłem dla rozważań, kim mają dziś być "prawdziwi mężczyźni". Dlaczego nie ma już typów o pięknej idei i silnej pięści?
Jedna i druga strona jest pogubiona. Kobiety chcą samodzielności, autonomiczności, a z drugiej strony towarzystwa dżentelmena z manierami sprzed lat. Mężczyźni nie są przyzwyczajeni do kobiecej samodzielności, ale akceptują ją i nie muszą być już "ojcami rodziny" w dawnym stylu, odpowiedzialnymi za wszystko. A jak próbują nimi być, wybuchają nieporozumienia. Żyjemy w czasach przełomu - model rodziny nieodwracalnie się zmienił, jedna i druga płeć musi dorosnąć do nowych czasów.

Mimo to postawiła Pani na takt. Jak już dochodzi do "momentu", to kończy go opis zsuwającej się sukienki, a resztę czytelnik musi sobie sam dopowiedzieć. Takie niedopowiedzenie to też cios w "męski kryminał", ale czy pociąga kobiety?
Kobiety mają wyobraźnię i to przez duże W, i wiele potrafią sobie wyobrazić. Choć namiętnie czytają Krajewskiego, którego świat jest bardzo mocny i "dopowiedziany", lubią również kryminały w stylu Agathy Christie, gdzie już nic się nie dzieje - jest tylko jakieś miasteczko i mordercze emocje. W kryminale szuka się rozwiązania zagadki postawionej na początku, patrzymy, jak detektyw kluczy szukając. Ale to kluczenie można wymalować na każdym tle. U mnie to tło jest bardziej obyczajowe. Akcja plecie się oczywiście wokół morderstwa, ale równie ważne jest życie bohaterów, które toczy się obok.

Bo w niektórych kryminałach policjant zostaje wyjęty z życiowego kontekstu na czas śledztwa, tak jakby życie poza gonitwą za zbirem nie istniało?
Nie było takiego założenia, ale tak to wyszło.

Wykształcenie historyka sztuki zapewne przydało się w finałowym etapie książki, który rozgrywa się w pewnej katedrze.
O tytułowej polichromii pisałam pracę magisterską. Profesor Kalinowski dał mi dwa tomy dokumentacji konserwatorskiej, ale okazało się, że nikt wcześniej się tym nie zajmował. Broniłam się przed tym tematem, profesor z wdziękiem atakował i w końcu się udało. Pisząc kryminał, od razu pomyślałam, że chcę wykorzystać wiedzę, w której zdobycie włożyłam mnóstwo pracy, szczególnie przy rozgryzaniu znaczenia symboli i napisów. Teraz znajomi opowiadają, że z moją książką mogą zawieźć gości do katedry, nie powiem jakiej, bo to się okazuje na końcu książki, i na sklepieniu kapitularza pokazać po kolei, o co chodzi - co symbolizuje na przykład pies czy lustro. Tak jak można z Krajewskim chodzić po starym Wrocławiu, tak ja też mam satysfakcję, że przybliżam czytelnikom znaczenie niektórych symboli, ważnych dla naszej kultury.

Czyli przewodnik w formie kryminału się sprawdza?
Czemu nie? Jest wiele miejsc przez poznaniaków czy Wielkopolan niedowartościowanych, zapomnianych. Na Kanałowej w Poznaniu jest piękna kamienica, której portal podtrzymują dwaj giganci - zupełnie nieodnowiona, więc nikt się przy niej nie zatrzyma. A ja wiem, że jeśli w powieści będzie to dokładnie opisane, to może czytelnik idąc tamtędy, dokładnie sobie to wejście obejrzy.

Była więc praca magisterska i pierwszy kryminał. Teraz czas na doktorat z wielkopolskich tajemnic, czy na drugi kryminał?
Na doktorat nie. Ale drugi kryminał będzie.

CV
Joanna Jodełka
(ur. w Siedlcach), z wykształcenia historyk sztuki, z przypadku modelka, z zamiłowania autorka powieści. W marcu ukazał się jej debiutancki kryminał "Polichromia", którego akcja rozgrywa się w Poznaniu i nie tylko.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski