Przed wczorajszym meczem trener Ruchu zapewniał, że jego zespół nie będzie murował bramki. - Moi zawodnicy otrzymali ode mnie dużo zadań ofensywnych - podkreślił Waldemar Fornalik. Od pierwszej minuty widać było, że chorzowianie mają własną koncepcję gry, odbiegającą od założeń ich szkoleniowca.
Spotkanie rozpoczęło się od festiwalu główek lechitów. Sławomir Peszko, Jakub Wilk i Bartosz Bosacki mieli jednak kłopoty z precyzją. Pierwszy z nich potwierdził to przy rzucie wolnym, egzekwowanym zza narożnika pola karnego. Chwilę później w polu bramkowym padł jak ścięty Robert Lewandowski, ale gwizdek sędziego milczał. Goście odgryźli się kontrą, zakończoną strzałem nad poprzeczką Wojciecha Grzyba.
Potem Niebiescy dużo więcej pracy mieli w obronie niż w ofensywie. Krzysztof Pilarz poradził sobie zarówno z uderzeniem Wilka, jak i Roberta Lewandowskiego. Większy problem miał sztab szkoleniowy chorzowian z wysłaniem do boju zastępcy Krzysztofa Nykiela, który odniósł kontuzję i tak długo czekał na zmianę aż... upadł na środku boiska.
Stadion przy Bułgarskiej powinien uciszyć Łukasz Janoszka, ale zmarnował, po klasycznej kontrze, idealną sytuację sam na sam. Zemściło się to w ostatniej minucie, kiedy Adam Kajzer wzorcowo zastosował przywilej korzyści. Arbiter z Rzeszowa puścił akcję po faulu Gabora Straki i rozpędzona poznańska Lokomotywa nie zatrzymała się już na żadnej stacji. Wymianę podań między Semirem Stilicem a Peszką zakończył wślizgiem i golem Lewandowski.
- Ruch wyprowadził dwie kontry, ale to my kreujemy grę i zasłużenie prowadzimy - przyznał, schodząc do szatni snajper Lecha.
Pierwszy kwadrans drugiej połowy był najbardziej bezbarwny. Niebiescy chcieli odrobić straty, ale nie mieli argumentów, by przechytrzyć takich starych wyjadaczy jak Manuel Arboleda i Bartosz Bosacki. Kiedy ten ostatni po prawidłowym wślizgu przeczołgał się za linię boczną, serce trenera zadrżało. "Bosy" wrócił na boisko, ale tylko po to, by dać czas na przygotowanie się do zmiany Zlatko Tanevskiemu. Wstępna diagnoza mówi o kontuzji mięśnia przywodziciela.
Smudę bardziej niż uraz stopera zmartwiła jednak stracona bramka. Po niegroźnym faulu Wilka na Strace Krzysztof Kotorowski spodziewał się centry, a tymczasem Tomasz Brzyski popisał się precyzyjnym strzałem z wolnego. 1:1 i konsternacja wśród widzów.
- Chciałem dośrodkować, ale zauważyłem, że Kotorowski źle się ustawił. Pozostał niedosyt, bo mogliśmy wywieźć z Bułgarskiej trzy punkty - mówił po meczu szczęśliwy strzelec wyrównującej bramki Tomasz Brzyski.
Ci, którzy myśleli, że lechici ruszą do szaleńczych ataków, nie mieli racji. To Ruch przejął inicjatywę i szukał kolejnego trafienia. Blisko szczęścia był między innymi Janoszka, ale przeniósł piłkę nad poprzeczką. Kolejorz nieco przebudził się dopiero w ostatnich dziesięciu minutach pojedynku. Najlepszą okazję do zapewnienia trzech punktów miał Rafał Murawski. Jego strzał instynktownie obronił Krzysztof Pilarz.
W końcówce kibice nie wytrzymali nerwowo i "podziękowali" lechitom za słabą grę. "Kolejorz, co wy robicie" i "Zero ambicji" - słychać było z trybun. Dodatkowa motywacja na nic się jednak zdała, bo lepiej przygotowani fizycznie goście spokojnie dowieźli do końca zwycięski dla nich remis.
Lech Poznań - Ruch Chorzów 1:1 (1:0)
Bramki: 1:0 Robert Lewandowski (45), 1:1 Tomasz Brzyski (66).
Sędziował: Adam Kajzer (Rzeszów).
Widzów: 16 000.
Lech: Kotorowski - Kikut, Arboleda, Bosacki (64 Tanevski), Luis Henriquez, PeszkoI, Bandrowski (79 Cueto), Murawski, Stilic, Wilk, Lewandowski. Trener: Franciszek Smuda.
Ruch: Pilarz - NykielI (34 Adamski), KieruzelI, Grodzicki, BrzyskiI, Grzyb, Baran, Pulkowski, StrakaI, BalazI (90 Nowacki), Janoszka (86 Jezierski). Trener: Waldemar Fornalik.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?