18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jak siostra Śmiech i włóczkersi pomagają dzieciom z Afganistanu

Katarzyna Dobroń
W miniony piątek włóczkersi stanęli przed nowym wyzwaniem. Siostra Cecylia Śmiech przywiozła ze sobą szydełka oraz kordonek i rozpoczęła naukę dziergania ażurowych aniołów na choinkę. - W tamtym roku ofiarowałam paniom z fundacji po aniołku, a w tym okazało się, że panie chciałyby się same tego nauczyć - opowiada siostra. - Pani Sylwio, dobrze idzie? Ma być 26 oczek - upomina. Jej czujne, siedemdziesięcioletnie oko pilnuje postępów wszystkich włóczkersów.

Przecież Cecylia potrafi dziergać!

- Siostra przełożona usłyszała w telewizji apel polskich żołnierzy, którzy mówili, że potrzebna jest pomoc dla dzieci w Afganistanie. Jedna z sióstr miała dużo włóczki po swojej zmarłej bratowej. I któregoś dnia podczas modlitwy, siostra połączyła te fakty. - Cecylia umie robić na drutach, a ta ma włóczkę i nie wie, co ma z nią zrobić - wspomina. - Zgodziłam się, ponieważ bardzo chciałam pomóc i lubię robić na drutach - opowiada siostra Śmiech.

Urszulanka z Poznania pierwsze 150 kolorowych czapek zrobiła cztery lata temu. Rok później wydziergała kolejnych 100. O akcji zrobiło się głośno i ludzie z całego kraju zaczęli wysyłać siostrze włóczkę.

- Było mi bardzo miło, że dostaję te paczki, bo to był dowód, że ludzie są jednak dobrzy - komentuje zakonnica.
Szybko okazało się, że dobrych ludzi nie brakuje, ale zakonnicy zaczęło brakować miejsca do przechowywania włóczki. Tu do akcji włączyła się Fundacja Redemptoris Missio.

- Przekazałam im całą włóczkę, którą dostałam. Kiedy zaczyna mi brakować, to po prostu trochę zabieram. Z reszty dziergają wolontariusze - wyjaśnia.

Tak powstali włóczkersi, którzy od początku roku zbierają się w siedzibie Redem-toris Missio, aby przygotować jak najwięcej czapek dla afgańskich dzieci. Zaprzyjaźniony z fundacją Afgańczyk Dawid Mir pojechał z jedną z przesyłek i zrobił zdjęcia dzieciom, którym rozdawano dary. Fotografie zmobilizowały zakonnicę jeszcze bardziej.

- To była zima, mróz okropny, a te dzieci biegały z gołymi nogami i głowami. W tym roku wszystko poszło na bok. Zapomniałam już, jak się cokolwiek robi w internecie, prawie nie oglądałam telewizji, tylko starałam się zrobić jak najwięcej czapeczek. Oczywiście miałam obowiązki, ale przełożeni dawali mi trochę mniej zadań, żebym mogła robić jak najwięcej na drutach. Jeżeli ma się jakiś dar, to trzeba się nim dzielić - mówi siostra Cecylia Śmiech.
W tym roku siostra pobiła swój rekord. Wydziergała 500 czapeczek i 70 par rękawiczek.

Zaczęło się od "pokrączek"

- Pierwszy raz wzięłam druty do ręki, kiedy miałam sześć lat. Gdy miałam siedem-osiem, to zaczęłam na tym zarabiać - wspomina siostra. I wyjaśnia: - Robiłam ściągacze dla sąsiadek, które dodawały je do rękawiczek. Nazywałyśmy te ściągacze "pokrączki". Taki "pokrączek" był dość łatwy, nawet dla dzieciaka. Później już sama zaczęłam robić rękawiczki.

Pochodząca z Krakowa urszulanka mieszka w Poznaniu od 14 lat. Ma dwie siostry. Najmłodsza umarła, kiedy była dzieckiem. Brat też już nie żyje.

- Było nas pięcioro, ale zdawało mi się, że to dla rodziców i tak za mało - wspomina siostra Cecylia. - Tatuś bardzo o nas dbał, wkręcał żarówkę "setkę", żebyśmy mieli dobre światło i pozwalał dokazywać. W domu mogliśmy stawać na głowie. Czasem mamusia mówiła: "Patrz tylko, co oni robią!", ale tatuś odpowiadał: "Niech w domu robią co chcą, byle na zewnątrz umieli się zachować". I tak właśnie było. Czasem tylko ze szkoły przychodziły na mnie skargi, bo nie pozwalałam sobie w kaszę dmuchać, kiedy ktoś mnie zaczepiał.

Siostra wspomina, że ojciec, który pracował jako strażnik, codziennie chodził na mszę świetą. Dzieci uczęszczały do szkoły prowadzonej przez siostry zakonne
.
- Byłam wychowana przez siostry felicjanki z Tyńca , które prowadziły szkołę publiczną, ale gdy wchodziłam do klasztoru, to bałam się tylko, żebym nikomu nie dała w dziób. Zawsze miałam żywy temperament - wspomina siostra ze śmiechem.

Ubóstwo, czystość i posłuszeństwo

- Wszędzie brakuje powołań. Nie każdy jest w stanie wytrzymać nasz sposób życia. Ślubujemy ubóstwo, czystość i posłuszeństwo. Nie można mieć na przykład pieniędzy. Gdy trzeba kupić buty, to mówi się: "Siostro rozleciały mi się buty, czy mogłabym mieć nowe?". Nie wszyscy potrafią się dostosować - opowiada.

Siostra Cecylia przyznaje, że myślała o wyjeździe na misje, ale w czasach jej młodości to nie było możliwe. Do zakonu wstąpiła w 1956 roku. Miała wtedy 17 lat.

- Podczas ślubowania byłyśmy ubrane w suknie ślubne i welony. Później szłyśmy do klauzury, przebierano nas w habity, które odsłaniały tylko twarz i dłonie - wspomina. - Było nas wtedy osiem. Z niektórymi się nie widziałam od nowicjatu. Z innymi udaje nam się spotkać, gdy jeździmy na rekolekcje.

Życie i wigilia w zakonie

- Dzień zaczyna się od godzinnej medytacji, później jest msza święta, brewiarz, śniadanie i praca - wymienia siostra. - Różne miałam zadania. Pomagałam przy chorych, pracowałam w ogrodzie i w przedszkolu. W kuchni dowiedziałam się, że jestem noga z gotowania. Pierogi jeszcze mogłam kleić, ale jak trzeba było coś doprawić, to już mi nie wychodziło. Po pracy odmawiamy we własnym zakresie różaniec i czytamy duchowe książki. Wieczorem ciąg dalszy brewiarza, kolacja, no i spanie.

Dla młodej, żywej dziewczyny, jaką była siostra Cecylia, codzienna rutyna wydawała się bardzo trudna.
- Na początku było mi ciężko, kiedy pomyślałam, że tyle lat mam żyć w monotonii. Ale ktoś mi wtedy powiedział: "A skąd ty wiesz, ile będziesz żyła lat? Może rok, może miesiąc, a może jeszcze krócej? Trzeba żyć tylko dniem dzisiejszym, nie myśleć o jutrze". I to mi pomogło. A potem się człowiek przyzwyczaił - wyjaśnia.

Od kilku lat dwadzieścia cztery siostry urszulanki z Poznania rezygnują z wigilijnych upominków i proszą o przeznaczanie tych pieniędzy na rzecz ubogiej rodziny.

- Przed wigilijną kolacją składamy sobie życzenia. Po kolacji idziemy na salę zgromadzenia, śpiewamy kolędy. W Wigilię mamy też uroczysty, półgodzinny brewiarz, pasterkę i herbatę, jeśli ktoś ma ochotę. Jeśli nie, to idziemy spać. Rano mamy śniadanie, brewiarz, trochę wolnego czasu i o 12 idziemy obejrzeć w telewizji Ojca Świętego. Potem znów brewiarz i obiad, po obiedzie trochę wolnego czasu . Zbieramy się razem i mówimy, co komu ślina na język przyniesie. A potem brewiarz, kolacja i spoczynek - wymienia siostra.

Siostra mobilizuje włóczkersów

Regina i Mariusz są studentami medycyny. Na spotkanie włóczkersów przychodzą od miesiąca, ale z fundacją są związani od dawna. Wolontariusze obszywają wysyłane paczki, sprawdzają moc okularów, które lecą do Afryki, robią wszystko, co w danym momencie jest do zrobienia. Wielu z nich zostaje też włóczkersami.

- Przyszliśmy pomóc, a wszyscy chcieli nas nauczyć robienia na drutach. Tak się wkręciliśmy, że teraz w wolnych chwilach umawiamy się na "drutowanie" - opowiada Regina.

- Jestem z tego dumny, że uczę się robić na drutach, a teraz nawet na szydełku. Polecam wszystkim, bo to bardzo uspokaja. Dobrze działa przed sesją - dodaje Mariusz.

Siostra nie zawsze może dotrzeć na zajęcia. W takim przypadku włóczkersi uczą się od siebie nawzajem.

- Siostrę poznaliśmy dopiero teraz, podczas nauki szydełkowania - mówi Regina. - Szydełkowania i robienia na drutach można nauczyć się wszędzie. Ale nam chodzi o coś więcej, chcemy pomagać.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski