Paweł B. swoje piątkowe wyjaśnienia będzie kontynuował na kilku kolejnych terminach rozpraw. Chce opowiedzieć o kilkuletniej działalności domniemanego gangu. Zapowiedział, że szczegółowo i obszernie odniesie się do każdego zarzutu. Przyznaje się do prawie wszystkich spośród kilkudziesięciu czynów, o które oskarżyła go prokuratura.
Czytaj też:
O co chodzi w aferze gruntowej - wywiad z Pawłem B.
W piątek zaczął swoją opowieść od przejęcia nieruchomości należących do schorowanego Edwarda M. z Kiekrza. Niespełna 70-letni mężczyzna nie jest samodzielny: jakiś czas przeszedł wylew, jest ubezwłasnowolniony, ma opiekuna prawnego.
Jak opowiadał Paweł B., jego chorobę postanowił wykorzystać Henryk B., jeden z oskarżonych w aferze gruntowej.
- W przeszłości Henryk B. w zakładzie karnym w Baranowie odsiadywał końcówkę swojej kary za obrót narkotykami w Szwecji. A z zakładem w Baranowie sąsiadowała firma Edwarda M. Poznali się więc „przez płot”. Potem, po wyjściu na wolność, Henryk B. wpadł na pomysł, jak oszukać swojego znajomego i przejąć jego grunty. Wiedział, że Edward M., który już był schorowany i czasami nie kontaktował, ma drobną zaległość u komornika. Prosił nas byśmy mu pomogli w oszustwie – wyjaśniał w sądzie Paweł B.
Chodzić miało o nakłonienie Edwarda M. do sprzedaży ziemi pod byle pretekstem. Paweł B. sprecyzował, że jemu przypadła rola fikcyjnego dewelopera z Warszawy chcącego kupić ziemię, Danielowi G. rola fikcyjnego komornika, a Krzysztofowi K. fikcyjnego radcy prawnego.
- Daniel G. dzwonił do Edwarda M. podając się za komornika. Straszył, że zaraz zostanie uruchomiona egzekucja tej drobnej należności. Chodziło o to, by łatwowierny i schorowany Edward M. zgodził się przepisać swoją ziemię. Rzekomym nabywcą działki został wspomniany Krzysztof K. A on był „słupem”, nie miał pieniędzy na zakup ziemi. Do Poznania dojeżdżał autostopem, bo nie stać go było na autobus. Tak naprawdę za tą transakcją stał Henryk B. Edwardowi M. na chwilę dano do potrzymania pieniądze, by zaraz, pod jakimś pretekstem, mu je zabrać – wyjaśniał Paweł B.
W sądzie powiedział również, ile rzekomi pomocnicy Henryka B. mieli zarobić za pomoc w oszustwie.
- Henryk B. dał mi w ratach około 20 tys. zł, Krzysztofowi K. dał mniej, traktował go jak „słupa”, którego można wykorzystać. A Danielowi G. dał używane buty, kurtkę i bluzę – wyjaśniał Paweł B.
Przypadek Edwarda M. nazwał perfidnym oszustwem. Na kolejnej, wtorkowej rozprawie, będzie opowiadał o kolejnych zarzutach. Wiele z nich dotyczy przejmowania gruntów pod pozorem udzielenia pożyczek.
W piątek wyjaśnienia składał również Marek P. To znajomy Pawła B.
Marek P. jest oskarżony m.in. o oszukanie poznanianki, która potrzebowała pieniędzy na chemioterapię dla chłopca pozostającego pod jej opieką. W prokuraturze zeznała, że Marek P. podstępnie przejął jej domek lotniskowy nad jeziorem. Szybko go sprzedał innej osobie. Domek miał duże znaczenie dla kobiety i chłopca – spędzali w nim każde wakacje.
Marek P. nie ma sobie jednak nic do zarzucenia. W sądzie zapewniał, że nigdy nie wykorzystywał trudnej sytuacji finansowej klientów. Stwierdził, że oddawał nieruchomość, jeśli ktoś oddał pożyczkę.
W piątek w sądzie okazało się, że Marek P. dotychczas składał różne wyjaśnienia. M.in. obciążał wspomnianego Pawła B., swojego dobrego znajomego. Twierdził, że właśnie on grał pierwsze skrzypce podczas udzielania pożyczek, potrafił manipulować ludźmi (w domu miał mieć mnóstwo książek psychologicznych), na życie wydawać 30 tys. zł miesięcznie.
W piątek Marek P. jednak odwołał tamte wyjaśnienia. Stwierdził, że złożył je podczas śledztwa pod naporem Henryka B.
- Kiedy siedziałem w areszcie, dostałem gryps od Henryka B. On również siedział w areszcie przy Młyńskiej. Gryps dostarczyli kucharze roznoszący jedzenie. Henryk B. pisał, żebym obciążał podczas przesłuchania Pawła B., bo niby on wszystkich nas pogrążał. A tak naprawdę to Henryk B. zapoczątkował te pożyczki. W jego kamienicy mieścił się lombard, w którym zawieraliśmy te umowy. Kiedyś mi się chwalił, że za „śrubki”, czyli za grosze, przejął olbrzymi majątek od jednego człowieka. Chodziło o grunty Edwarda M. - wyjaśniał Marek P.
Marek P. podczas śledztwa mówił również, że działalność grupy to było „delikatne oszustwo”. W piątek w sądzie przekonywał jednak, że udzielał legalnych pożyczek. A „delikatnym oszustwem” nazwał pobieranie wysokich odsetek od pożyczkobiorców.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?