Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Coraz więcej Polek wybiera "cesarkę" na życzenie. Nowa moda czy cywilizowany sposób na poród?

Anna Solak
Małgorzata Leśniarek początkowo miała mieć cesarkę, bo Marysia była dużym dzieckiem. Ostatecznie jednak rodziła siłami natury i wcale nie żałuje tej decyzji
Małgorzata Leśniarek początkowo miała mieć cesarkę, bo Marysia była dużym dzieckiem. Ostatecznie jednak rodziła siłami natury i wcale nie żałuje tej decyzji Fot. Archiwum rodzinne
Według statystyk Światowej Organizacji Zdrowia z przyczyn medycznych poprzez cesarskie cięcie powinno się odbywać zaledwie 15 proc. wszystkich porodów, tymczasem jest ich ponad 30 proc. Oznacza to, że co druga kobieta decyduje się na nie wyłącznie na własne życzenie.

– Jestem prawnikiem, żyję z kalendarzem w ręce. Chciałam mieć dzieci, ale wiedziałam, że wszystko od początku do końca musi być zaplanowane. Tak też się stało. Urodziłam 2 synów przez cesarskie cięcie, w prywatnej klinice – mówi Karolina z Gdyni. W jej przypadku każda ciąża to wydatek około 10 tys. zł. Wchodziły w to wizyty, badania i ostatecznie sam poród.
Lekarz z prywatnej kliniki nie miał nic przeciwko takiemu porodowi, powiedział tylko, że musi skończyć 38 tydzień ciąży. – W 36 tygodniu byłam jeszcze w pracy, potem poszłam do fryzjera i przygotowałam pokój dla pierwszego syna. W 38 tygodniu przyszłam rano do kliniki. Poród odbył się jeszcze tego samego dnia – wspomina Karolina.

Po trzech dniach wyszła ze szpitala. Rana bolała ją tylko umiarkowanie i zaskakująco szybko się goiła. Do pracy wróciła już w miesiąc po porodzie. Po dwóch latach zdecydowali się z mężem na drugie dziecko i wszystko odbyło się dokładnie tak samo...

Czy i dlaczego w Polsce panuje moda na cesarskie cięcie?

Zaplanowany z kalendarzem, bez komplikacji, zbędnych krzyków, wysiłku, stresu. Istnieją kobiety, które nie wyobrażają sobie innego scenariusza porodu. „To najlepsze rozwiązanie dla aktywnych, współczesnych kobiet” – mówią. Jedne boją się bólu, inne niewłaściwego traktowania w szpitalu. Kolejne po prostu nie mają czasu i ochoty na wielogodzinną akcję porodową.

Urodzić między kosmetyczką a fryzjerem

Według statystyk WHO, co druga kobieta umawia się na cesarskie cięcie, mimo że mogłaby urodzić naturalnie. Z czego to wynika? Większość z nich decyduje się na to, bo chcą uniknąć stresu albo boją się długotrwałego cierpienia. Kolejny powód to skrajna niewiedza na temat tego, jak powinien wyglądać i przebiegać prawidłowy poród. Według nich, polska służba zdrowia nie informuje w odpowiednim stopniu, czego może się spodziewać rodząca na sali porodowej kobieta .

Wszystkie je łączy to samo – rezygnują z porodu fizjologicznego na rzecz cesarskiego cięcia.

– I nie chcę słuchać argumentów, że to wyrachowane i bez uczuć. Nie, moim zdaniem to odpowiedzialne – mówi Karolina z Gdyni, która w ten sposób urodziła dwoje dzieci.

Ewelina Żmuda z Siemianowic Śląskich myśli podobnie. Od samego początku wiedziała, że zdecyduje się na cesarkę i 3,5-rocznego w tej chwili Jasia rodziła właśnie w ten sposób.

– Studiując za granicą, miałam okazję widzieć poród naturalny. Stąd wiem, że nigdy w życiu nie zgodziłabym się na takie wrażenia – mówi. Jej zdaniem to nieludzkie, że w dzisiejszych czasach idziemy do dentysty i dostajemy znieczulenie jeśli tylko o to poprosimy, a nie mamy prawa zadecydować o tym podczas o wiele bardziej bolesnego porodu.

– W moim przypadku nie chodziło nawet o ból, bardziej bałam się traktowania rodzących w szpitalu – tłumaczy.

Kto tu decyduje?

W obiegowej opinii panuje przekonanie, że poród naturalny jest lepszy od sztucznego, bo odpowiednio przygotowuje maleństwo do przyjścia na świat. Porodowe skurcze masują główkę dziecka, wydzielane przez matkę hormony uspokajają je, a zmiana środowiska z wodnego na takie, w którym nagle trzeba oddychać tlenem, odbywa się stopniowo.

Rzadko kiedy mówi się o skutkach ubocznych, takich jak rozcięcie pochwy, długi połóg, późniejsze problemy z pęcherzem czy obniżenie jakości życia seksualnego. Z kolei orędownicy tak zwanej „cesarki” powołują się na większy komfort psychiczny i szybsze przyjście dziecka na świat.

– Rekonwalescencja może i trwała dłużej, ale co z tego, skoro nie czułam się fatalnie – mówi Ewelina Żmuda.

Uważa, że po takim porodzie rana wprawdzie gorzej się goi i przez jakiś czas nie wolno podnosić ciężarów (co wyklucza na przykład branie dziecka na ręce), jednak maleje ryzyko powikłań w trakcie akcji porodowej czy zapadnięcia na depresję tuż po niej. Czyżby?

Cesarskie cięcie to nie zabieg, a operacja. I jak każda operacja obciąża organizm kobiety. Idealizuje się to rozwiązanie jako popularne, a nie wspomina o dramatach, jakie mogą być jego konsekwencją. Zrosty, problemy z orgazmem, kłopoty z nietrzymaniem moczu, a w skrajnych przypadkach utrata macicy czy nawet śmierć kobiety – między innymi takie powikłania wyliczają specjaliści. Nie chodzi o to, żeby straszyć, podkreślają, ale o to, by brać pod uwagę wszelkie ewentualności.

– W sytuacji, kiedy są wskazania do cięcia cesarskiego, nie ma tematu do dyskusji – uważa Iwona Marczak, położna z „Malinowej Szkoły Rodzenia” w Kórniku. – Ale decyzję o tego typu rozwiązaniu, podejmuje zawsze lekarz, nie matka – podkreśla.

– Moim zdaniem kobieta powinna mieć wybór – mówi Agnieszka Szczepaniak z Poznania. Sama ma dwóch synów i córkę. Wszyscy przyszli na świat poprzez cesarskie cięcie. Wprawdzie na końcu ciąży okazało się, że i tak nie mogłaby rodzić w sposób naturalny, jednak ona sama już wcześniej wiedziała, że wcale tego nie chce. – Myślę, że jeśli miałabym mieć kolejne dziecko, znów rodziłabym w ten sposób – deklaruje.

Obawy przyszłej mamy

Gdy zabieg jest planowany, zazwyczaj stosuje się znieczulenie zewnątrzoponowe, gdy decyzja zostaje podjęta nagle – ogólne. To, w jakim przypadku powinno się stosować cesarskie cięcie, od lat jest przedmiotem sporów ginekologów i położnych.
Polskie Towarzystwo Ginekologiczne wśród wskazań przemawiających za jego zastosowaniem wymienia m.in. nieprawidłowe ułożenie główki dziecka, podejrzenie krwotoku wewnętrznego czy duszenie się dziecka, na przykład kiedy owinie się pępowiną. Podobnie jest w przypadku wad kręgosłupa, który wyklucza poród drogami natury.

Tak właśnie było w przypadku małej Majki z Leszna, u której 4,5 roku temu, w 26. tygodniu ciąży, stwierdzono rozszczepienie kręgosłupa. Jej mama, Kinga Dodot wspomina, że nigdy nie bała się bólu i zawsze chciała rodzić naturalnie.

Kiedy dowiedziała się, że to niemożliwe, musiała zmienić decyzję. Teraz jest zdania, że kolejne dziecko też rodziłaby w ten sposób. Nie ze względu na Majkę, ale dlatego, że zbyt dużo słyszała o nagminnych błędach lekarzy.

– Po cesarce bardzo szybko wyszłam ze szpitala. W czwartek rano urodziłam, w sobotę już byłam w domu – mówi. – Ale to dlatego, że jak najszybciej chciałam zobaczyć córeczkę, którą zabrali na operację w innym szpitalu – tłumaczy.

Lęk przed komplikacjami w czasie porodu paraliżuje wiele kobiet.
– Strasznie, wręcz panicznie bałam się, że on się zaklinuje – wspomina Ewelina Kierdelewicz z Warszawy, mama 10-miesięcznego Dawida i 12-letniej Dominiki. Sama rodziła naturalnie, ale pamięta tamten strach i ból.

– Duże nadzieje pokładałam w znieczuleniu, ale zostało mi źle podane i w ogóle nie działało – wspomina. Inny problem to szycie, które po ośmiu miesiącach puściło i teraz nie chce się goić.

– Czeka mnie kolejna operacja – mówi i zaznacza, że wiele osób piętnuje cesarskie cięcie jako przysparzające medycznych powikłań, tymczasem spotkały one właśnie ją, która wybrała naturalną drogę.

To jakaś abstrakcja

Sami lekarze są zdania, że mówienie o modzie to przesada. Uważają, że tyle samo kobiet chciałoby rodzić naturalnie co „sztucznie”. – Jest cała grupa matek, które nie chcą nawet słyszeć o znieczuleniu – mówi prof. Jacek Koźlik, ordynator oddziału położniczo-ginekologicznego z patologią ciąży w Szpitalu Miejskim im. Franciszka Raszei w Poznaniu.

Akurat w tej placówce współczynnik porodów z wykorzystaniem cesarskiego cięcia to mniej niż 20 procent całości. – To niski wynik w skali całej Wielkopolski – ocenia prof. Koźlik. Podkreśla, że cesarka „na życzenie” to dla niego abstrakcja.

– Nie słyszałem o takich przypadkach, a przynajmniej nie w naszym szpitalu – zaznacza.

Dodaje też, że różne mogą być powody podjęcia takiej decyzji przez lekarza. Od niewłaściwego ułożenia dziecka, po zaburzenia emocjonalne matki.

– Niekiedy pacjentka przychodzi do nas ze wskazaniem od psychologa, ale to w końcu także wskazanie medyczne – tłumaczy.

Co na to matka natura?

Mimo wszystko wiele kobiet nadal nie chce ingerować w naturę. Z czego to wynika? Czy nie boją się bólu i stresu?

– Wszystko da się wytrzymać – śmieje się Martyna Janaszak z Ponieca.

Jej 3,5-roczna Julka przyszła na świat naturalnie. Roczną Zuzię też planowała rodzić w ten sposób, jednak z powodów medycznych musiała przejść cesarkę. Czy widzi jakieś różnice pomiędzy córkami?

– Absolutnie nie. Ani pod względem odporności, ani pod żadnym innym – mówi. Z obiema ma też taki sam bliski kontakt.
Małgorzata Leśniarek z Osiecznej Marysię rodziła ponad 12 godzin. Mówi, że samego porodu nie wspomina źle, gorsza była dla niej oschłość personelu. Mimo traumatycznych przeżyć broni porodów naturalnych. Jej zdaniem, pozwalają nawiązać głębsze relacje z dzieckiem.

– W tej chwili obowiązują standardy, które także po cesarskim cięciu pozwalają matce od razu nawiązać ten kontakt – twierdzi Iwona Marczak, położna.

Jak więc będą wyglądać porody przyszłości? Która metoda zwycięży i na ile będzie poparta racjonalnymi argumentami? – Z moich obserwacji wynika, że większość kobiet decyduje się rodzić naturalnie – rozstrzyga Marzena Skalska--Spychała, wiceprzewodnicząca rady w Okręgowej Izbie Pielęgniarek i Położnych w Poznaniu.

Niektóre imiona bohaterek na ich prośbę zostały zmienione.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski