Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Decyzja prezydenta przeleżała 12 lat. W końcu okazała się nieważna

TR
Przez 12 lat nikt nie wykonał decyzji prezydenta o rozbiórce budowlanej samowoli na jednej z posesji przy Ściegiennego. Teraz międzysąsiedzki spór budzi sprawa jej legalizacji. Budynek, który pierwotnie miał być garażem, stał się bowiem biurem, a teraz ma być mieszkaniem.

Jak długo urzędnicy mogą zwlekać z wykonaniem decyzji prezydenta? Miesiąc? Rok? Pięć lat? Jerzy Sobczak, na którego wniosek w 1997 r. prezydent wydał decyzję o rozbiórce części garażu samowolnie dobudowanej przez Marka G., jednego ze współwłaścicieli, czekał dwanaście lat, aż Powiatowy Inspektor Nadzoru Budowlanego wyegzekwuje rozbiórkę. Nie doczekał się. Teraz czeka jego syn, Ryszard.

I nie może nie byłoby sprawy, gdyby faktycznie chodziło tylko o garaż. Wydział Urbanistyki i Architektury początkowo w ogóle nie chciał się zgodzić na budowę - posesja przy Ściegiennego 111 nie jest duża - bo było ryzyko przekroczenia procentu dozwolonej zabudowy. Ostatecznie wydał jednak warunki zabudowy i pozwolenie na budowę. Współwłaściciele zainterweniowali po tym, jak garaż "wydłużył się" o 4 metry (druga strona podaje, że o 2,9 m) i zamienił w biuro.

Gdy decyzja o rozbiórce leżała w biurku urzędnika, nowy już właściciel "garażu" zarabiał na nim wynajmując go kolejnym firmom. W PINB nie ma już inspektora, który prowadził wtedy sprawę i mógłby wyjaśnić, dlaczego zwlekał z rozbiórką. Od 2009 roku sprawę prowadzi Małgorzata Krygier.

- Gdyby tamta decyzja o rozbiórce została wykonana, miałoby to dalekosiężne skutki, gdyż okazała się nieważna - tłumaczy Małgorzata Krygier. - Z pewnością jednak wykrycie tego wcześniej przyspieszyłoby całe postępowanie.

O co chodzi? Prezydent powołał się o dwa artykuły w prawie budowlanym za daleko. Teraz obowiązują już inne przepisy - piorytetem nie jest rozbiórka, ale zalegalizowanie.

Dopiero po wyczerpania możliwości zalegalizowania można wydać decyzję o rozbiórce - mówi inspektor.

Od 2007 roku garaż ma już nową właścicielkę, która kupiła go jako lokal użytkowy. Wystąpiła o zalegalizowanie samowoli sprzed lat oraz przekwalifikowanie go na mieszkanie. Współwłaściciele nie zamierzają jednak niczego jej ułatwiać.

- Wszystko, co działo się z tym budynkiem, odbyło się bez naszej zgody - mówi Ryszard Sobczak. - Jego sąsiedztwo jest dla nas uciążliwe, i to nasze prawa, a nie tylko budowlane, zostały złamane. Chcemy, żeby urzędnicy zaczęli w końcu egzekwować prawo.

Rok temu Ryszard Sobczak złożył wniosek o cofnięcie pozwolenia na budowę całego obiektu ze względu na rażące naruszenie prawa. Wojewoda przyznał mu rację, ale skutecznie odwołała się nowa właścicielka. Sprawa wróciła do ponownego rozpoznania. Do czasu jej zakończenia postępowanie w PINB zostało zawieszone.

Druga strona nie ukrywa, że budynek faktycznie jest dłuższy. Zaznacza jednak, że gra nie toczy się o cały obiekt, a tylko o ten "dłuższy" fragment. I nawet gdyby miało dojść do rozbiórki, to reszta i tak zostanie.

- Tak naprawdę to wcale nie chodzi o te kilka metrów - mówi Marek, jego pierwszy właściciel. - To typowy konflikt międzysąsiedzki, w który jedna strona wciągnęła wszelkie możliwe urzędy. Ten spór toczy się zresztą na wielu frontach. Moja córka, która jest jego nową właścicielką, też jest poszkodowaną w tej sprawie. Z powodu odciętej bezprawnie przez współwłaściciela kanalizacji nie mogła go nikomu wynająć. Nie widzę w tej sprawie żadnego światełka w tunelu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski