18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Chęć życia, rehabilitacja, bliscy i "to coś z góry" przywróciły go do pionu

Danuta Pawlicka
Maciej Frąckowiak pisze doktorat, założył fundację "Memento", która pomaga ludziom po urazach i uzależnionym
Maciej Frąckowiak pisze doktorat, założył fundację "Memento", która pomaga ludziom po urazach i uzależnionym Waldemar Wylegalski
Nie wiedział, kim jest, nie poznawał bliskich, był karmiony sondą. Dzisiaj Maciej Frąckowiak, onkolog, prezes fundacji niosącej pomoc innym, jest nowym człowiekiem - z nowymi możliwościami i planami na życie .

A przecież wszystko zaczynał od nowa. Jego mózg, wyprany ze wspomnień i wiedzy, uczył się alfabetu literka po literce. Jego mięśnie zredukowane do zera musiały dzień w dzień powtarzać żmudne ćwiczenia, by odbudować utraconą masę. Już widział drugi brzeg Styksu, skąd nie ma powrotu. A jednak siła woli i chęć życia, wsparcie bliskich, wieloletnia rehabilitacja i "to coś z góry", jak mówi, przywróciły go do pionu i leczenia chorych.

Stary Sielec
Był majowy ciepły wieczór. Dr Maciej Frąckowiak niejeden raz szedł tą drogą do wiejskiego sklepu, gdzie, jak zawsze, kupował piwo. Tak było i tym razem. Pamięta, że wracał do domu, a raczej do pałacu w Starym Sielcu (powiat rawicki). W tamtejszym dworze, dawnej siedzibie rodziny Czartoryskich mieszkał już jako dziecko razem z rodzicami. Jego ojciec zajmował się badaniem lnu, więc mały Maciek o genetyce oraz cechach dominujących i recesywnych słuchał razem z bajkami.

Tamten dzień sprzed 12 lat miał zmienić wszystko w życiu i pracy zawodowej dobrze zapowiadającego się onkologa. Dziś opowiada o tym to, co słyszał od innych. Sam nie ma żadnych wspomnień. Wie, że znaleźli go miejscowi ludzi. Leżał nieprzytomny. Jak długo? O wiele za długo, bo - jak się później okazało - krew zalewająca mózg poczyniła już nieodwracalne szkody. Zanim zajęli się nim neurochirurdzy w Kaliszu, karetka straciła dodatkowe minuty, wożąc chorego do dwóch innych szpitali.

- Szanse na przeżycie, jak potem usłyszałem, miałem zerowe - wspomina dzisiaj po 12 latach od tamtego zdarzenia.

Świat, który znał i przeżywał, zapadł się w czarną dziurę - bez świadomości i żadnych doznań. Nic. Żadnego bólu, ale i zero strachu. Nie było tunelu ze światełkiem i zmarłymi dziadkami. Po 16 dobach balansowania na granicy życia i śmierci lekarze zauważyli pierwszą oznakę tlącego się życia: w lewym oku pokazała się szparka.

Dla pacjenta nie miała znaczenia, bo ciągle pozostawał w stanie niebytu.

Nadal był karmiony przez sondę, a w jego tchawicy tkwiła tracheostomijna rurka, której po prostu nie odczuwał jako dolegliwości. Bo nie odbierał żadnych bodźców i to, jak się teraz zastanawia, było jedynym dobrym objawem jego położenia.

Czarna dziura
- Nie było spektakularnego przebudzenia, ja w ogóle nie pamiętam takiego momentu, w którym zacząłem sobie zdawać sprawę ze swojego istnienia. Nawet nie wiem, kiedy nastąpił przełom. Ciągle nie wiedziałem, kim jestem i jak się nazywam. Tak samo nie zdawałem sobie sprawy, czym jest oddech, życie, emocje albo co to jest czas. Przypominam sobie tylko to, że wszystko mnie dziwiło - przyznaje.

Białe fartuchy i sale Szpitala Ortopedycznego w Poznaniu, do którego trafił po skomplikowanych operacjach w Kaliszu, długo przebijały się do jego świadomości, nim pojął, gdzie jest. Nie poznawał żony i nie rozumiał, dlaczego wożą go wózkiem, masują, wsadzają do basenu. Wszyscy coś do niego mówili, ale to przelatywało przez jego mózg i nie zostawiało śladu.

- Przeżyłem szok, gdy pierwszy raz zawieziono mnie wózkiem do logopedy. Tam, gdy nie odpowiadałem i nie reagowałem na polecenia, usłyszałem: "przecież pan jest lekarzem". Włożono mi długopis do lewej ręki, bo prawa była całkowicie niesprawna i kazano się podpisać. A tu czarna dziura. Zastanawiałem się, o jakim pisaniu ktoś do mnie mówi - opowiada trudne przełomy rehabilitacji.

Naukę zaczął od szkolnej zerówki, w której dzieci uczą się alfabetu. Przy tej okazji ze zdziwieniem odkrył, że litery są duże i małe. Takie niespodzianki przeżywał co chwilę. Budzenie mózgu do pracy trwało na zmianę z terapią mającą przywrócić do życia bezwładne ciało. Zaniki mięśni spowodowały, że inna pozycja niż leżenie przekraczała możliwości chorego.

- Przez miesiąc próbowano w basenie przywrócić mnie do pionu. Stałem jak słup, nie rozumiejąc, po co to wszystko. Kiedy masowano moje ciało, odbierałem to jakby te zabiegi dotyczyły kogoś innego. To samo czułem, gdy rehabilitant zginał i prostował moje, ale - czy na pewno moje? - palce. Moja głowa żyła we własnym, zamkniętym świecie odizolowana od tego, co działo się na zewnątrz - opisuje swoje doznania z perspektywy dzisiejszego dnia.

Ten facet to jestem ja
Brak kontaktu z mózgiem przypomina zerwane połączenie w warunkach wojennych, gdy radiotelegrafista nie ma odzewu mimo radiowych nawoływań. Jak powinien interpretować przedłużającą się ciszę? Śmierć żołnierza zesłanego na tyły wroga? W przypadku dr. Frąckowiaka pytania dotyczyły uszkodzonego mózgu: czy odpowie i kiedy to się stanie? On dopiero dzisiaj wie, że nigdy nie wolno tracić nadziei.

- Wreszcie przyszedł taki dzień, że dotarło do mojej świadomości, iż jestem w szpitalu, że znajduję się w dobrych rękach. Zastanawiałem się tylko, dlaczego tu trafiłem i dlaczego robią ze mną te wszystkie śmieszne rzeczy - wspomina lekarz.

Wtedy zaczął oceniać i analizować swoją sytuację. Odzyskał władzę nad umysłem, ale co dalej? Jeżeli jest lekarzem, a tego był już pewien, musi nauczyć się łaciny. Bez niej nie może kontynuować leczenia pacjentów. Musi też zmienić życie. Przede wszystkim koniec z piciem. To była jedna z pierwszych decyzji, jaką podjął, leżąc w szpitalu. I pierwszy raz mówił o swoim uzależnieniu głośno i publicznie: Już nie piję.

- Miałem dużo czasu na rozmyślania podczas rehabilitacji, gdy już mogłem planować przyszłość. Z każdym dniem rósł mój optymizm, który był bodźcem do dalszej walki o zdrowie. Rehabilitacja uświadomiła mi, że człowiek nie jest jakimś statystycznym numerem, a ktoś, kto cierpi, potrzebuje konkretnej pomocy. Musiałem mieć poważny uraz czaszkowo-mózgowy, aby do tego dojrzeć. Myślę, że to było coś z góry... - mówi z przekonaniem.

Ukończył kolejną specjalizację, z powodzeniem zaliczając szkolenie w Warszawie, które teraz umożliwia mu pomaganie tym, którzy mają problem z piciem. Pisze pracę doktorską, założył fundację "Memento", która pomaga ludziom po urazach i uzależnionym. Otworzył prywatny gabinet i pracuje w publicznym szpitalu jako lekarz onkolog. Napisał książkę i gromadzi fundusze, aby zrealizować swoją wizję, jaką jest otwarcie w Poznaniu oddziału późnej rehabilitacji wraz z zespołem specjalistycznych poradni. Ten poznański adres firmowany nazwiskiem dra Macieja Frąckowia-ka będzie przywracał nie tylko do zdrowia, ale przede wszystkim do życia sprzed choroby, a jeżeli to się okaże możliwe, także do pracy i zawodu.

- Nauczyłem się żyć tutaj i teraz, w tej chwili i z tego czerpię radość nieustannie - podczas jazdy samochodem i w trakcie zjeżdżania zimą na nartach, gdy rozmawiam z pacjentami i w czasie lotu samolotem. Nie stawiam sobie żadnych ograniczeń. Żyję pełnią życia. Dzisiaj jestem bogatszy o nowe doświadczenia i... szczęśliwszy, niż wtedy, gdy byłem zdrowy i nie wiedziałem tego, co wiem teraz - uważa.

Wieczór autorski
Maciej Frąckowiak opisał swoją drogę dochodzenia do zdrowia w książce "Reset". Dzisiaj o godz. 18 spotka się z czytelnikami w Bibliotece Raczyńskich w Poznaniu. Fragmenty będzie czytała Katarzyna Bujakiewicz. Książka "Reset" została nazwana "najbardziej optymistyczną książką roku". Dochód z jej sprzedaży zostanie przeznaczony na już tworzony w Poznaniu oddział rehabilitacyjny i powstające przy nim poradnie specjalistyczne.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski