Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Janków Przygodzki: Jak podnieść się po takiej apokalipsie? [ZDJĘCIA]

Marek Weiss
Janków Przygodzki: Jak podnieść się po takiej apokalipsie?
Janków Przygodzki: Jak podnieść się po takiej apokalipsie? Marek Weiss, Ryszard Binczak
Ludzie, którzy przeżyli apokalipsę, z trudem wracają do rzeczywistości. Ciągle korzystają z gościnności rodziny lub sąsiadów. Na razie nie mogą bez emocji i łez opowiadać o tym, co było. W ich oczach ciągle odbija się tragedia sprzed kilku dni i pewnie tak będzie długo. Wielu czuje strach i mówi o ucieczce. Z głosów bije smutek, żal i złość.

- Nie będziemy tu dalej mieszkać - mówią stanowczo państwo Tykocińscy. - Dalsze pozostawanie w tym miejscu byłoby jak siedzenie na bombie. Nawet gdyby zapewnili nas, że jest tu nie wiadomo jak bezpiecznie, nie zostaniemy.

Zobacz zdjęcia strażaka OSP z miejsca akcji:

- Wiedzieliśmy, że tu przechodzi gazociąg, ale mówiliśmy sobie: niepodobna, żeby to walnęło - mówi ich sąsiad, Ryszard Dudek, siadając z trudem na szpitalnym łóżku. - Zdawaliśmy sobie sprawę, że to niezbyt ciekawe sąsiedztwo, ale przecież nikt nie był przygotowany aż na takie nieszczęście.

Pan Ryszard mieszka 25 metrów od rurociągu. A właściwie mieszkał, bo jego dom spłonął doszczętnie. Sam go budował, a latem zrobił w nim kapitalny remont.

- Gdy mi powiedzieli, że nadaje się tylko do rozbiórki, uświadomiłem sobie jak mało trzeba, aby człowiek stracił wszystko, co ma - dodaje, oddychając z trudem.

Za ścianą leżą jego sąsiadki. Dwie z nich płaczą.

- Cieszymy się, że żyjemy. To dla nas najważniejsze. Nic innego się nie liczy - mówi starsza z kobiet i odwraca głowę.

Zofia i Józef Schmidtowie w porównaniu ze swymi sąsiadami mogą czuć się jak wybrańcy losu. Nie dość, że zdążyli w porę razem z córką uciec, nie odnosząc żadnych obrażeń, to jeszcze ich dom, znajdujący się zaledwie 30 metrów od miejsca wybuchu, będzie się nadawał do zamieszkania. Ale najpierw potrzebny jest generalny remont. Jest co naprawiać, bo żar zniszczył dach i elewację.

- Ucieczka zajęła nam dwie minuty. Wzięliśmy tylko buty i kurtki. Huk był taki, że nawet stojąc koło siebie nie słyszeliśmy się. Na razie mieszkamy u córki, w Ostrowie. Tu jeszcze się nie da. Nie wiemy, kiedy będzie to możliwe - mówią.

Dobę po tragedii jednego z rannych mężczyzn przetransportowano do Siemianowic. To jeden z pracowników zatrudnionych przy budowie gazociągu. Oparzenia u niego sięgają 30 procent powierzchni ciała. Istnieje jednak obawa, że nie to może być dla niego największą przeszkodą w powrocie do normalnego życia. Gdy lekarze uporają się z obrażeniami ciała, pozostanie zrujnowana psychika. Mężczyzna pracował bowiem w jednym zespole z tragicznie zmarłymi kolegami. Widział ich na kilka sekund przed wybuchem z odległości kilkunastu metrów.

Koszmarne chwile były udziałem nie tylko ludzi. Dwa psy zostały znalezione podczas akcji przeszukiwania zniszczonych domostw. Trafiły do schroniska. Są całe i zdrowie, ale tęsknią do swoich panów. Z kolei rodzina Tykocińskich w spalonym domu odnalazła poparzonego, ale żywego kota. Nie opuścił swojego domu nawet po wybuchu i pożarze. Schronił się w szafie i przetrwał tam dwie doby.

Zobacz zdjęcia strażaka OSP z miejsca akcji:

Plany ucieczki
Tydzień po tragedii wiele osób zastanawia się nad kruchością życia. Jak choćby ostrowianin Marcin Skowroński, który w tamten czwartek wracał akurat samochodem z Wrocławia. Widząc płomienie, przystanął, jak inni.

- Ludzie stali przy drodze i obserwowali, co się dzieje. Niektórzy płakali. Gdy czytam, że zginęły tylko dwie osoby to myślę, że tam wydarzył się cud. Kataklizmy do tej pory widziałem w telewizji, ale teraz się przekonałem, że mogą się wydarzyć wszędzie, ale na miejscu tych ludzi poszukałbym sobie bezpieczniejszego miejsca. Za cholerę bym tam nie siedział ani dnia dłużej - mówi.

- Mieszkamy kilometr od miejsca wybuchu. Teraz sami z mężem się zastanawiamy, czy aby u nas jest bezpiecznie - mówi Janina Grzelak. - Pierwszego dnia rozdzwoniły się u mnie telefony od rodziny z całego kraju. Nawet ciotka ze Szwecji, widząc w telewizji relacje z Jankowa, zaniepokoiła się co z nami.

Wszyscy poszkodowani jeszcze tego samego dnia znaleźli schronienie u bliskich. Nikt nie skorzystał z mieszkań zaoferowanych przez samorząd. Tylko jedna rodzina po kilku dniach oglądała zaproponowany lokal, ale nie zdecydowała się, przynajmniej na razie.

Zdaniem psychologów, sytuacja jest trudna. Bo choć pogorzelcy znaleźli się w tym położeniu nie z własnej winy, to korzystanie z pomocy, w ich mniemaniu, może być przyznaniem się do słabości. Niewykluczone, że właśnie dlatego wolą mieszkać u krewnych lub przyjaciół. Ale przecież nie może to trwać długo.

- Zdajemy sobie sprawę, że przeprowadzka do innego lokalu może być dla tych ludzi trudną decyzją. I że potrzebują więcej czasu. Dlatego mieszkania będą czekać. Nawet kilka tygodni, jeśli będzie taka potrzeba - mówi Paweł Rajski, starosta ostrowski.

Solidarna wspólnota
Mały Janków znany jest w okolicy z silnych więzi między mieszkańcami. Choć nikt nie mówi o tym głośno, za punkt honoru postawiono sobie, aby pogorzelcom nie zabrakło niczego.

Zobacz zdjęcia strażaka OSP z miejsca akcji:

- To prawda, że jesteśmy zżytym środowiskiem i już nieraz potrafiliśmy się zjednoczyć. Tak było choćby dwa lata temu, kiedy też mieliśmy wybuch gazu. Wtedy zginęła młoda dziewczyna. Teraz mamy kolejną tragedię, ale na pewno nie zostawimy tych rodzin samych - zapewnia sołtys Wiesław Witek.

Nadzieję w serca poszkodowanych mieszkańców próbuje już od pierwszego dnia wlać ks. Jan Urbaniak, bardzo związany z wiejską społecznością. Przez wiele lat był proboszczem miejscowej parafii.

- Serdecznie współczuję wszystkim, którzy cierpią po wypadku. Jesteśmy bezradni, ale liczymy na lekarzy i Pana Boga - powiedział podczas wizyty w ostrowskim szpitalu.

Pomoc dla poszkodowanych płynie szerokim strumieniem. Dary zbierają uczniowie, harcerze, przedsiębiorcy, urzędnicy. A przede wszystkim zwykli ludzie, kierujący się prostym odruchem serca.

- Widząc obrazy z Jankowa płakałam cały czas. Już następnego dnia rano do Caritasu przyniosłam to, co miałam pod ręką - dwie kurtki, sweter i kilogram cukru, a po drodze jeszcze kupiłam cukierki dla tych dzieci, bo ich przecież człowiekowi jest najbardziej żal - mówi Maria Jankowiak z Ostrowa.

Do pomocy postanowili się włączyć: zespół Big Cyc i aktor Robert Zawadzki. Zorganizują aukcję przedmiotów, z której całkowity dochód przeznaczony zostanie na pomoc dla ofiar katastrofy. Lista artystów, którzy przyłączyli się do akcji, wydłuża się z każdym dniem. Są na niej m.in. zespoły Ocean, Blue Cafe, Piersi, De Mono i ostrowianin Maciej Balcar, wokalista Dżemu. Zdaniem pomysłodawców akcji, wydarzenia z ubiegłego czwartku uświadomiły wszystkim fakt, że życie każdego z nas może się wywrócić do góry nogami w jednej chwili.

- Przekonaliśmy się, że kataklizmy to nie tylko Indie czy Filipiny. Że to może się stać u sąsiada za płotem. Jesteśmy ostrowianami od urodzenia, mieszkamy kilka kilometrów od miejsca tragedii i czujemy, że musimy pomóc ludziom, którzy stracili dorobek całego życia. Zapraszamy wszystkich do udziału w licytacji, która trwa w internecie - mówi Jacek Jędrzejak z zespołu Big Cyc.

Zraniona psychika
Według psychologów reakcja na tak tragiczne wydarzenia i utratę poczucia bezpieczeństwa może u każdego wywoływać inną reakcję. Osoby, które radzą sobie najłatwiej z przeciwnościami, nie odczują poważniejszych obciążeń, poza smutkiem i złością. Gorzej z tymi, u których rozwinie się trwająca przez około trzy miesiące ostra reakcja na stres. W tym czasie pojawiać się będą: bardzo silne napięcie, lęki, kłopoty ze snem, utrudnione relacje z innymi.

Zobacz zdjęcia strażaka OSP z miejsca akcji:

- Najtrudniejsze jednak przypadki dotyczą ludzi, u których nastąpi odroczenie takich reakcji. U nich zmiany zaczną się pojawiać dopiero po kilku miesiącach. Będą mieć sny, w których przewijać się będą sceny z pożaru. Wizyta na miejscu wybuchu będzie przeżyciem nie do udźwignięcia. Sam dźwięk straży czy pogotowia będzie skutkować lękiem, wywoływać drażliwość, konfliktowość. Może to trwać latami, podobnie jak z żołnierzami wracającymi z misji zagranicznych, którzy zetknęli się z tragicznymi wydarzeniami. Takie osoby powinny się zdecydować na psychoterapię - mówi Wojciech Małuszek, ostrowski psycholog i psychoterapeuta.

Zbliżający się czas Bożego Narodzenia kilkanaście rodzin będzie musiało spędzić pod obcym dachem. To może być dla nich trudny czas.

- Co ja tam będę mówił o świętach. Ludzie będą się cieszyć, a my usiądziemy sobie z żoną i razem popłaczemy, że nie mamy nawet własnej choinki - mówi jeden z pogorzelców, spuszczając głowę.

- Jedni rzeczywiście mogą cierpieć, bo przecież nie będą mieć takiej Gwiazdki, jak zawsze. Inni jednak, czując wsparcie, mogą przeżyć święta w jeszcze cieplejszej atmosferze niż normalnie - podkreśla Wojciech Małuszek.

Prędzej czy później, każda rodzina będzie musiała zmierzyć się z prozą życia. Bo choć rura, po wymianie uszkodzonego fragmentu, została już zasypana, nie zostały zasypane ludzkie problemy. Upłynie zapewne wiele czasu, zanim wszyscy stworzą sobie normalne warunki do życia. Obojętnie czy w Jankowie Przygodzkim, czy gdziekolwiek indziej.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski