Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

"Don Jon" - zabawny falstart [RECENZJA FILMU]

Kamil Babacz
Tytułowy Don Jon próbuje zmienić się dla swojej nowej dziewczyny
Tytułowy Don Jon próbuje zmienić się dla swojej nowej dziewczyny Materiały dystrybutora
Joseph Gordon-Levitt w roli reżysera wypada nieźle, gdy próbuje nas bawić i znacznie gorzej, gdy chce pouczać.

Dosyć szumnie zapowiadany pełnometrażowy reżyserski debiut Joseph Gordona-Levitta jest przyjemnym filmem na sobotni wieczór. Jego twórca miał chyba jednak nieco większe ambicje.

Tytułowy "Don Jon", w którego wciela się Gordon-Levitt, mówi z charakterystycznym akcentem z New Jersey. Jego życie obraca się wokół klubów, siłowni, kościoła i obiadków z rodzicami. No i pornografii, którą Jon ogląda w przerażających ilościach. Porno jest dla niego przyjemniejsze od prawdziwych kontaktów, na których brak nie może narzekać. Niestety, żadna z poznanych przez niego w klubach kobiet nie zbliża się do umiejętności gwiazd filmów dla dorosłych. Gdy poznaje blondwłosą seksbombę (Scarlett Johansson), wszystko ma się zmienić, ale nawet ona wypada blado w porównaniu z ulubionymi filmikami.

Z jednej strony cieszę się, że Gordon-Levitt zamiast serwować nam tragiczną historię o wyniszczającym uzależnieniu a la "Wstyd" McQueena, potraktował ten dość skomplikowany temat w humorystyczny i łatwy do oglądania sposób. Z drugiej strony, szkoda, że ma tak niewiele do powiedzenia. Film startuje z kopyta - jest zmontowany jak teledysk, narzuca szalone tempo, ale szybko się okazuje, że to falstart. Gordon-Levitt nie ma pomysłu ani na formę, ani na rozwinięcie pomysłu ze scenariusza.

Grana przez niego postać obśmiewa w jednej ze scen schemat komedii romantycznych (odkrywając truizm - komedie romantyczne to porno dla kobiet), ale sam film nieuchronnie zmierza właśnie w tym kierunku. W końcu okazuje się po prostu naiwny. Pewnie, lekki komediodramat musi być nieco trywialny, ale ilość nagromadzonych schematów i stereotypów jest tu przytłaczająca - od wiecznie szukających miłości imprezowiczek (wsiadają z Jonem do taksówki, szybciej niż zamawia się drinka, ale jedna jest bardziej pruderyjna od drugiej), przez najbanalniejszą rodzinkę pod słońcem (mamusia marzy o wnukach, tatuś ogląda mecze, siostra ciągle patrzy w telefon, by na koniec błysnąć złotą myślą), po graną przez Julianne Moore doświadczoną starszą kobietę (koniecznie po traumatycznych przejściach!), w relacji z którą Jon odkrywa, że porno jest do niczego. Najgorzej jednak wypada sam tytułowy bohater - Gordon-Levitt jest w masce szorstkiego macho nieco śmieszny, ale szybko się okazuje, że gra po raz kolejny tego samego, marzącego o prawdziwym uczuciu chłopca z "500 dni miłości". Przy czym, jeśli tam w formule indie komedyjki udało się przemycić kilka niegłupich prawd, to magiczna, moralizująca przemiana Jona nie przekona chyba nikogo z mózgiem bardziej pofałdowanym niż postaci granej przez Scarlett. Ogląda się ich trochę jak "Z kamerą wśród zwierząt".

"Don Jon" jednak nie jest porażką. Jakim cudem? Wszystko dzięki humorowi, umożliwiającemu przełączenie mózgu w tryb przyjemnego rechotu. Żarty są autentycznie zabawne i niewymuszone. Rozbraja Scarlett Johansson a la Mariah Carey, ale show kradnie Tony Danza w roli ojca Jona, którego cała mowa ciała bawi bardziej, niż jakiekolwiek słowa. Od strony komedii jest naprawdę nieźle. Gdy ma się zrobić poważniej, zaczyna mdlić, ale jeśli chcecie się niezobowiązująco pośmiać, "Don Jon" nie będzie najgorszym wyborem.

6/10

DON JON
komediodramat, USA 2013
reż. Joseph Gordon-Levitt
wyst. Joseph Gordon-Levitt, Scarlett Johansson

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski