Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ekolog: Naszą przyrodę ratują unijne przepisy

Anna Solak
Andrzej Kepel
Andrzej Kepel
Andrzej Kepel, ekolog z Polskiego Towarzystwa Ochrony Przyrody "Salamandra", o świadomości ekologicznej Polaków, złym prawie i arogancji władz.

Pięć lat temu przedstawiciele ONZ spotkali się w Poznaniu na międzynarodowym szczycie klimatycznym. 11 listopada rozpoczyna się kolejne spotkanie organizowane przez poznańskie MTP, tym razem w Warszawie. Jak w tej chwili ocenia Pan świadomość ekologiczną Polaków?
Andrzej Kepel: - Mogę się wypowiadać wyłącznie o nastawieniu ludzi do przyrody i jej ochrony. W tej dziedzinie w Polsce, obserwujemy w ostatnich latach znaczne pogorszenie. Moim zdaniem winne są w znacznej mierze złe przepisy, które w wielu przypadkach są tak skonstruowane, że zwykli ludzie odbierają je jako pozbawione sensu. Do tego nakłada się bierność lub wręcz negatywne nastawienie organów władz do ochrony przyrody, a w dalszej kolejności – brak kampanii edukacyjnych i objaśniających. Być może w innych dziedzinach ochrony środowiska, tych, które bezpośrednio dotyczą warunków życia ludzi, jest nieco lepiej.

Które konkretnie normy prawne uważa Pan za niewłaściwe?
Andrzej Kepel: - Dobrym przykładem może być ogólny przepis, który zabrania posiadania i handlu gatunkami chronionymi, niezależnie od tego, czy dane okazy pochodzą z naturalnego środowiska czy z uprawy. Wszyscy to ignorują – i obywatele i władze. W każdym sklepie ogrodniczym możemy kupić różne rośliny z gatunków chronionych – np. cisy, przebiśniegi, krokusy, pełniki – pochodzące z upraw, a więc uzyskane w sposób nieszkodliwy. Według prawa policja powinna ścigać każdego, kto je sprzedaje, kupuje czy sadzi w ogrodzie bez zezwolenia. Byłoby to nieracjonalne, ale jeśli pozwalamy obywatelom samodzielnie oceniać, które przepisy warto przestrzegać, a których nie trzeba, efektem jest powszechny brak poszanowania prawa ochrony przyrody. Do tego jeszcze dochodzą różnice w podejściu władz w różnych regionach do poszczególnych przepisów. Np. w jednych województwach organy ochrony środowiska poważnie traktują zasadę, że ocena oddziaływania planowanych farm wiatrowych na przyrodę powinna być wykonana właściwie, a w innych podchodzą do tego z przymrużeniem oka. To też jest demoralizujące i frustrujące.

Czy wobec tego ochrona przyrody w Polsce jest skazana na porażkę?
Andrzej Kepel: - Ratują nas unijne przepisy. Gdyby nie one, sytuacja przedstawiałaby się znacznie gorzej. Dążenie inwestorów i samorządów do szybkiego wzbogacenia się jest zrozumiałe. Jednak przepisy oraz praktyka ich stosowania powinny zapewniać, by rozwój ekonomiczny nie powodował klęski ekologicznej. Tymczasem obecnie zbyt często przestrzeganie prawa przez organy ochrony środowiska musi być wymuszane przez organizacje pozarządowe czy grupy mieszkańców. W tej chwili nawet przedstawiciele władz nie wstydzą się publicznie mówić, że są przeciwni ochronie przyrody.

Kto tak uważa?
Andrzej Kepel: - Wystarczy włączyć radio czy telewizor i posłuchać, jak często takie opinie padają z ust polityków wszystkich szczebli. Nieustannie słyszymy, że „żadne żabki czy motylki nie będą blokowały rozwoju”, co oczywiście jest wielkim uproszczeniem. A gdy kolejne wyroki sądów potwierdzają, że decyzje organów administracji były sprzeczne z prawem ochrony środowiska, odpowiedzią są postulaty, by uniemożliwić lub utrudnić organizacjom społecznym możliwość zaskarżania posunięć władz.

Czy to oznacza, że nie powinno się realizować inwestycji jeśli zagrażają przyrodzie?
Andrzej Kepel: - Najczęściej właściwym pytaniem nie jest to, czy coś można zrealizować, ale jak i gdzie to zrobić. Prawie każda inwestycja wyrządza także jakąś szkodę, ale rozwój jest konieczny. Chodzi o to, by starać się zminimalizować straty w przyrodzie lub je zrekompensować w innym miejscu. Podam tu słynny przykład Doliny Rospudy. W trakcie trwania protestu organizacji pozarządowych przez cały czas naskakiwano na ekologów, że ich zarzuty są niesłuszne. Po czym okazało się, że wszystkie sądy potwierdziły, iż w tamtej sprawie zostały naruszone praktycznie wszystkie przepisy, a inwestycję można przeprowadzić taniej i bez znaczącego niszczenia środowiska. Gdyby od początku konsekwentnie stosowano prawo – problemu by nie było. Po tej lekcji, większość dróg planowana jest już z poszanowaniem przyrody.

Czyli jednak może być lepiej?
Andrzej Kepel: - Oczywiście. Jeśli chodzi o skuteczność ochrony środowiska – obserwujmy stałą poprawę w wielu dziedzinach. Naszą rozmowę zaczęliśmy jednak od świadomości społecznej – w tej sprawie niestety dzieje się źle. Aby to zmienić, potrzebne są nie tylko kampanie edukacyjne, ale także racjonalizacja przepisów (bez ich osłabiania) oraz głęboka zmiana nastawienia władz, zarządzających naszym wspólnym dobrem.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Ekolog: Naszą przyrodę ratują unijne przepisy - Głos Wielkopolski

Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski