Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jonathan Carroll w Poznaniu: Między Pisarzem i gościem w gaciach [ROZMOWA]

Kamil Babacz
Jonathan Carroll w Centrum Kultury Zamek
Jonathan Carroll w Centrum Kultury Zamek Paweł Miecznik
Jonathan Carroll promował w środę swoją najnowszą książkę "Kąpiąc lwa" w Sali Wielkiej Centrum Kultury Zamek. Z popularnym amerykańskim pisarzem rozmawialiśmy o nowej powieści, porządku, chaosie i polskich fanach.

Swoją nową książkę "Kąpiąc lwa" zaczyna Pan od trzech dość banalnych zdań: "Większość mężczyzn uważa się za dobrych kierowców. Większość kobiet uważa się za dobre w łóżku. I oni, i one się mylą". Zastanawiam się, czy nie jest to klucz do odczytania całej powieści?

Jonathan Carroll: Jak najbardziej. Chciałem otworzyć książkę w najbardziej codzienny sposób - opowieścią o kłócącej się parze. Aż zaczynasz się zastanawiać "Dlaczego to tu jest?". Z biegiem czasu wszystko staje się tylko dziwniejsze i dziwniejsze. Żaden z bohaterów nie ma pojęcia, kim jest naprawdę. Mam jednak nadzieję, że się czegoś uczą. Jeden z nich nawet umiera, ale umierając, wie więcej o sobie, niż na początku książki.

Fabuła "Kąpiąc lwa" jest nielinearna. Czy pisze się trudniej, gdy wydarzenia nie biegną chronologicznie?

Jonathan Carroll: Pisałem tę książkę dłużej, niż jakąkolwiek wcześniej. Zajęło mi to dokładnie pięć lat. Długo nie dochodziłem do punktu, w którym wiedziałem, co dokładnie chcę napisać. Wtedy mówiłem sobie: "Odłóż to, zajmij się czymś innym, a gdy będziesz gotowy, wróć do pracy". Moi czytelnicy mówią mi, że czekali na tę książkę bardzo długo - odpowiadam im, że ja też.

Przez pięć lat aktywnie zastanawiał się Pan nad tym, w jaką stronę powinna zmierzać Pana powieść?

Jonathan Carroll: Chyba najlepszym sposobem, by odpowiedzieć na to pytanie, jest pewna zabawna historia, którą opowiedział mi mój przyjaciel, Stephen King. Pewnego dnia leżał na kanapie w swojej pracowni, patrząc w sufit. Do pokoju wpadła jego żona, pytając: "Co ty robisz?". Stephen odpowiedział: "Piszę". Myślę, że większość pisarzy tak właśnie pracuje. Czy świadomie zastanawiałem się nad tym, co napisać? Nie. Ale gdy na przykład dostrzegałem coś na ulicy, elementy układanki zaczynały się układać w całość.

Wiele czasu zajęło Panu redagowanie książki - dokonał Pan wielu skróceń, zmian. Jak przebiegał ten proces?

Jonathan Carroll: Był bardzo bolesny. W poniedziałek możesz napisać coś, co wydaje ci się wspaniałe. Przeczytasz to we wtorek i czujesz, że to katastrofa. Myślisz wtedy: "Tego muszę się pozbyć". Nie chcesz, bo jest w tym też coś dobrego i włożyłeś w to sporo pracy. To jak nieudane danie - robisz je wedle przepisu, ma wyjść wspaniałe, a okazuje się, że smakuje ohydnie.
Decydował się Pan na zmianę kolejności wydarzeń?

Jonathan Carroll: Czasem tak. W książce jest historia o mężczyźnie, który jedzie autobusem wypełnionym starymi ludźmi. Miała pojawić się w dalszej części książki, ale doszedłem do wniosku, że powinna być jednak o wiele wcześniej. Tak, byśmy mogli poczuć jego charakter i w pełni zrozumieli jego działania.

Czy ta książka ma swoją warstwę alegoryczną? Może jest o ścieraniu się rozumu i emocji - sił Porządku i Chaosu?

Jonathan Carroll: Jak najbardziej. Nasz umysł ciągle próbuje wyciągnąć sens z tego, co nas otacza. Nie zawsze mu się to udaje. Bohaterowie "Kąpiąc lwa" prowadzą normalne życie. Nagle wszystko w ich życiu wariuje, ale oni próbują znaleźć w tym sens. "Może się obudzimy, może za tą ścianą kryje się coś, co wszystko wyjaśni?" - zastanawiają się. Facet wchodzi do swojego sklepu, ale to nagle nie jest jego sklep, lecz ten, który mieścił się tam 30 lat temu. Mimo to, próbuje jakoś wytłumaczyć to zjawisko, ale to inny świat, inny wymiar, nie ma możliwości, by pojął co się stało.

W Pana na pozór realistycznych książkach pojawia się zawsze element fantastyczny. Czy powieść, w której walczą ze sobą siły Porządku i Chaosu, nie jest o Pana sposobie pisania?

Jonathan Carroll: Być może. Nie myślałem o tym, ale być może tak jest. Pisanie to zawsze organizowanie twojego chaosu. Lubię bulteriery, kobiety, Kraków i kawę - mogę w jakiś sposób połączyć te sympatie. To jak strojenie choinki - do ciebie należy decyzja, czy umieścisz tę gwiazdkę w tym miejscu, czy innym.

Pisarz jest taką osobą, jak emerytowani mechanicy w "Kąpiąc lwa"?

Jonathan Carroll: To, co chciałem pokazać w swojej książce, to z jednej strony niesamowite siły Porządku, Chaosu i mechaników, które kontrolują świat. Ale z drugiej strony, najsilniejsi okazują się zwykli ludzie, ponieważ mogą robić to, co chcą. Chaos może powodować wyłącznie chaos. Mechanicy go porządkują, sprzątają, ale ludzie zawsze mogą wybrać, czy wybiorą chaos, czy coś pięknego. Dla mnie to prawdziwa siła.
W "Kąpiąc lwa" jest małżeństwo, które decyduje się zostać ze sobą, mimo że wcześniej śni o swoim rozstaniu. Czemu się nie rozstają w rzeczywistości?

Jonathan Carroll: Mój redaktor w Stanach powiedział mi, że oni tak naprawdę nie wiedzą już, co czują względem siebie. Uważam, że to zupełnie normalne w długotrwałym związku. Miewasz dobre i złe chwile. Czasem chcesz wyrzucić swojego partnera przez okno, a czasem rzuciłbyś się dla niego pod samochód. Chciałem pokazać, co ludzie naprawdę czują względem osób, które kochają.

Im dłużej czytałem książkę, tym miałem wrażenie, że mniej wiem o postaciach. Na dodatek na koniec połączył je Pan w jedną osobę. Dlaczego?

Jonathan Carroll: Wiele lat temu napisałem opowiadanie "Czarny koktajl" - tam postacie odkrywają, że mają wspólną duszę i póki się nie połączą ponownie, czują się zagubione. Odwróciłem ten pomysł do góry nogami. Na początku śnią ten sam sen. Pytanie brzmi: "Czy powinni połączyć się ponownie?". Problemem jest to, że lubią być ludźmi. Ich praca mechanika była przecież najlepszą pracą w całym wszechświecie, mieli ogromną siłę. Jednak na samym końcu siedzą na schodach przed domem pijąc wino. I są naprawdę szczęśliwi, nie musząc ratować planety.

Wydaje nam się, że trawa jest bardziej zielona po drugiej stronie płotu. Pan mówi, że tu i teraz jest najlepiej.

Jonathan Carroll: Milion osób powiedziało już, że przyszłość jest nieprzewidywalna, co się stało, to się nie odstanie i jedyne co masz, jest tu i teraz. Spędzamy tyle czasu przygotowując się na coś, ale nie żyjemy tym, co się dzieje teraz. Czynimy niemożliwym życie "teraz". Ja też tak robię. To głupie. Rozmawiałem kiedyś z koleżanką i przychodziła mi do głowy myśl: "Nie kocham osoby, którą jesteś. Kocham tę, którą chciałbym, żebyś była". Tak samo jest z życiem - nie cieszymy się dzisiejszym dniem, lecz chcemy, by był taki, jaki sobie wymarzyliśmy. Takie myślenie to strata czasu. Lepiej zbuduj dom, z tego co masz, a nie czekaj na więcej pieniędzy, by zbudować większy.

Na promocję książki w Poznaniu ściągnęli fani z całej Polski. Jakie to dla Pana uczucie?

Jonathan Carroll: Kiedy piszę książki, siedzę w samej bieliźnie przy swoim biurku, na którym jest kompletny bałagan. Myślę sobie wtedy: "Pieprzyć to. Nie mam pojęcia, co ja tu w ogóle robię". Potem przyjeżdżam do Polski, wchodzę do sali pełnej ludzi, aparatów i kamer. Czuję wtedy, że tkwi we mnie taki mały gość, który siedzi przy biurku w swoich gaciach i myśli: "Pieprzyć to". Wiecznie trwa rozmowa między Pisarzem i tym gościem w majtkach. To dzięki niemu jestem szczery. To on jest prawdziwym pisarzem, nie ten z wielkiej litery. To bardzo przyjemne - fani, piękne dziewczyny, ale to nie jestem prawdziwy ja.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski