Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Cenckiewicz: odnalezione akta SB obciążają Marcina Libickiego

Krzysztof M. Kaźmierczak
Fragmenty raportu Wydziału IV SB o Libickim z 1981 roku
Fragmenty raportu Wydziału IV SB o Libickim z 1981 roku Archiwum IPN Poznań
Znaleziono już kilkanaście dokumentów pochodzących z różnych okresów czasu i różnorodnych organów bezpieczeństwa PRL, mówiących o tym, że Marcin Libicki w połowie lat 60. był źródłem informacji bezpieki.

Historycy, którzy je przeglądali nie mają wątpliwości, że obciążają one polityka, który stanowczo zaprzecza związkom z SB.

Badające od 2007 roku prawdziwość oświadczenia lustracyjnego poznańskiego polityka Biuro Lustracyjne Instytutu Pamięci Narodowej ma już szereg dokumentów pochodzących z wydziału II (kontrwywiadu), IV (antykościelnego), "C" (archiwum SB) oraz Wojskowych Służb Wewnętrznych z lat 60. i 80., które mówią o tym, że Libicki był kontaktem poufnym, KO i że wysyłano go z zadaniami na Zachód. Akta te wzajemnie uzupełniają się. Trwają wciąż poszukiwania w dokumentacji kontrwywiadu i wywiadu (Departamentu I), które znajdują się w archiwum IPN w Warszawie.

Udostępniliśmy znalezione dotąd akta dotyczące Libickiego kilku historykom, dobrze zorientowanym w dokumentacji bezpieki. Żaden z nich nie miał wątpliwości co do tego, że SB traktowała Libickiego jako źródło informacji i że musiał on być tego świadomy. Z uwagi na groźby polityka (od wczoraj jego pracownicy rozsyłają informacje z zapowiedziami wytoczenia procesu naszej gazecie) tylko jeden z nich odważył się wystąpić, podając swoje nazwisko.

- Znalezione dokumenty nie świadczą na korzyść pana Libickiego, a wręcz przeciwnie, obciążają go - powiedział wczoraj "Polsce Głosowi Wielkopolskiemu" Sławomir Cenckiewicz, współautor słynnej książki o Lechu Wałęsie. Już w ubiegłym roku, na spotkaniu autorskim w Poznaniu, historyk podawał Libickiego jako przykład na problemy prolustracyjnego PiS w rozwiązywaniu spraw związanych z lustracją członków swojej partii.

Niektórzy obrońcy Marcina Libickiego twierdzą, że rozgrzesza go z podejrzeń o niejasne kontakty z SB rzekome traktowanie przez bezpiekę jako kontakt obywatelski. Nawet taka definicja (chociaż nie pojawia się w aktach literalnie w odniesieniu do Libickiego) jest dla poznańskiego polityka niekorzystna. Według słownika lustracyjnego IPN, kontakt obywatelski to "forma współpracy".

W dotąd odkrytych aktach Libicki klasyfikowany jest w różnorodny sposób. Występuje jako KO (taki skrót stosowany był powszechnie do kontaktów operacyjnych), a w najbardziej obciążającym europosła dokumencie (spisie źródeł informacji kontrwywiadu) jako kontakt poufny.

Była to rejestrowana forma współpracy. O tym świadczą akta innych osób umieszczonych na wspomnianej liście obok polityka. Zachowały się teczki kilkunastu kontaktów poufnych, których nie wyeliminowano z sieci agentury lub nie przekazano do innych jednostek (Libickiego przejął wywiad SB, więc zgodnie z procedurami, musiał dostać jego teczkę). To niezwykle cenne dokumenty. Są w nich szczegółowe informacje o sposobie pozyskania, przebiegu współpracy, a nawet własnoręczne pokwitowania przyjmowania pieniędzy itp.

Niewykluczone, że w ramach poszukiwań prowadzonych przez Biuro Lustracyjne znajdzie się przesłana do Warszawy teczka Libickiego lub jej fragmenty. Pozwoliłaby ona dokładniej ocenić charakter jego kontaktów z bezpieką.

Polityk zaprzecza współpracy z SB
Od czasu, gdy jesienią 2007 roku umieszczono w katalogu osób publicznych IPN pierwsze zapisy o kontaktach Libickiego z SB, zaprzecza on, że współpracował z bezpieką
Europoseł podważa wiarygodność znalezionych dokumentów. Twierdzi, że nie współdziałał z kontrwywiadem SB, nie przekazano go na kontakt osobisty do Departamentu I i nie wysyłano na Zachód z zadaniami. Zaprzecza też, że w 1981 roku w rozmowie z funkcjonariuszem SB mówił, że przekazywał bezpiece informacje w 1965 roku. Polityk twierdzi, że rozmawiał z SB w uzgodnieniu z wujem, Franciszkiem Strzałko (nie żyje), i że potwierdza to Maciej Morawski z Radia Wolna Europa. Tymczasem w oświadczeniu Morawskiego nie ma słowa o tym, że Libicki powiadomił wuja, a ten zgodził się na kontakty z SB. Co więcej, były dziennikarz RWE wspomina w swoim piśmie wcale nie Franciszka Strzałko, tylko innego krewnego polityka, Piotra Strzałko.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski