Aleksandra Kowalczuk o planie odmrożenia sportu w Polsce. Olimpijka najchętniej od razu udałaby się na obóz

– Gdyby nie zabieg naprawy więzadeł krzyżowych i łąkotki, któremu poddałam się 18 lutego, to od razu po otwarciu COS, pojechałabym do jednego z ośrodków. Pewnie wybrałabym Wałcz lub Giżycko, bo to moje ulubione obiekty - mówiła 23-letnia taekwondzistka, która w ostatnich latach wyjeżdżała na zgrupowaniu 6-7 razy w ciągu roku i trenowała już w siedmiu z czterech ośrodków COS.

Pomysł rządu i ministerstwa sportu zakłada, że zostanie stworzona specjalna lista zawodników, którzy w małych, 5-osobowych grupach będą szlifować formę przed najważniejszymi imprezami sezonu. Oczywiście założenia są takie, że sportowcy mieszkaliby pojedynczo i stołowali się w odosobnieniu.

- Dla kadry taekwondzistów to idealne rozwiązanie, bo beze mnie, w związku z tym, że przechodzę rehabilitację, jest trzech zawodników. Wystarczy więc znaleźć dwóch sparingpartnerów i można już pakować walizki na wyjazd. Zazdroszczę tym, którzy będą w pierwszej grupie „odmrożonych” sportowców, bo sama tęsknie za matą, obozami i wyjazdami – dodała siódma zawodniczka w naszym redakcyjnym plebiscycie na najlepszych sportowców Wielkopolski minionego roku.

Czytaj też: Największe szanse na medal ma Aleksandra Kowalczuk

Zapytaliśmy ją także o to jak postrzega różnicę między klasycznym treningiem na sali gimnastycznej, a takim prowadzonym w warunkach domowych.

– Różnica jest kolosalna. Moje ćwiczenia teraz ograniczają się do spacerów i delikatnego kopania. Wychodzę też na spacery z psem „Maksem”. Co mogłabym zrobić więcej? Jedynie sama lub online z trenerem analizować swoją technikę lub sposoby walki rywalek. Na normalnym treningu jest zupełnie inaczej. Kopnięcia trafiają w kogoś, a nie w powietrze. Wysiłek i zaangażowanie też jest na kompletnie innym poziomie – dodała Kowalczuk.

Jej zdaniem przesunięcie igrzysk o rok pozwoliło wielu zawodników złapać psychiczny luz i podreperować zdrowie (w ostatnich tygodniach zabiegi mieli też kanadyjkarz Tomasz Kaczor i młociarka Joanna Fiodorow). Inni z kolei dostali drugą szansę, by walczyć o igrzyska.

- To wszystko prawda, ale trzeba pamiętać, że jeśli chcą mieć szansę na nawiązanie rywalizacji ze światową czołówką, nie mogą pracować na pół gwizdka. Muszą jak najszybciej wejść na najwyższe obroty, by za pół roku być w najwyższej formie. Najbardziej obecnie dokucza nam wszystkim niepewność. Co z tego, że mam już przepustkę do Tokio, skoro odwołano już majowe ME i nie wiem, czy w tym roku w ogolę wystartuję w zawodach. A przecież moje stypendium sportowe uzależnione jest od wyników - słusznie zauważyła zawodniczka AZS Poznań.

Chcesz skontaktować się z autorem informacji? [email protected]