MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Afera toksyczna ma swoje źródło w Wielkopolsce

Marta Danielewicz
Magazyn na św. Michała w Poznaniu gdzie znajduje się jak się nieoficjalnie dowiedzieliśmy prawie 10 tysięcy ton substancji nieznanego pochodzenia
Magazyn na św. Michała w Poznaniu gdzie znajduje się jak się nieoficjalnie dowiedzieliśmy prawie 10 tysięcy ton substancji nieznanego pochodzenia Wydział Ochrony Środowiska UM Poznania
W całej Polsce są zlokalizowane magazyny odpadów niebezpiecznych, które stanowią zagrożenie dla ludzi i dla środowiska. Skala problemu jest ogromna. To miliony toksycznych, rakotwórczych substancji rozsianych w różnych województwach. Afera toksyczna ma jednak jedno źródło: firmy z wielkopolskiego Budzynia.

Ci, którzy zajmują się tym procederem, są nazywani "śmieciową mafią". Na takim procederze zarabiają miliony złotych i na razie nie zamierzają poprzestać. To prosty, łatwy i szybki zarobek, a przy tym kary za złamanie obowiązujących przepisów są wciąż bardzo niskie.

Budzyń - niewielka miejscowość w północnej Wielkopolsce. Wieś, jak każda inna. Co ją jednak wyróżnia? To właśnie tu swoje źródło ma afera toksyczna. Okazuje się, że z każdego magazynu odpadów niebezpiecznych wszystkie drogi prowadzą właśnie do Budzynia.

Zobacz też: Afera toksyczna: Substancje rakotwórcze w Wielkopolsce

Jak Jędruś został Jendrusem
Jest rok 2007 kiedy firma Jędruś z Budzynia wkracza na rynek. Zyskują zezwolenie starosty w Chodzieży na zbieranie lub transport odpadów. W tym samym czasie firma z Poznania pozostawia odpady niebezpieczne w Komornikach, w gminie Kleszczewo i w Pile. Skąd je ma? Firma Jędruś w ogromnych ilościach dostarcza im tworzywa sztuczne, zawierające substancje niebezpieczne, m.in. materiały toksyczne. Faktury potwierdzają te transakcje. Na początku w grę nie wchodzą duże kwoty. To tylko kilka, kilkanaście tysięcy za jeden transport. Pojawiają się pierwsze kłopoty. Właścicielowi powija się noga. Mieszkańcy Piły skarżą się na przykry, intensywny zapach unoszący się z hangaru na lotnisku. Sprawa trafia do prokuratury w Pile. W tym czasie firma Jędruś rozwija dalej swoją działalność. Rozszerza ją poza granice Wielkopolski. Między innymi wynajmuje w Janowcu Wielkopolskim (woj. kujawsko-pomorskie) magazyn od rodziny Walkowiaków.

Czytaj rozmowę z prof. Włodzimierzem Urbaniakiem o odpadach niebezpiecznych

- Na początku wszystko odbywało się tak, jak się umawialiśmy. Odpady były przywożone, wywożone. Mieli na ich magazynowanie zezwolenie od żnińskiego starosty. Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska przeprowadzał co jakiś czas kontrole i wszystko było w porządku do momentu, kiedy podpisaliśmy aneks do umowy. Spółka zmieniła nazwę na Jendrus. Nagle, chyba w ciągu jednej nocy, odpadów znacząco przybyło. Magazyn o powierzchni 1050 mkw. był po brzegi wypełniony beczkami i pojemnikami. Byli tak bezczelni, że nawet na zewnątrz je przechowywali. Ponoć część wywozili do Piły - wspomina Elżbieta Walkowiak, właścicielka magazynu w Janowcu. W 2012 roku firmie Jendrus została wypowiedziana umowa.
- Zaczął kontaktować się jeszcze z nami nowy prezes spółki pan Bartosz B. Tak nam się przynajmniej wydawało. Zgodziliśmy się podpisać jeszcze z nimi ugodę. Ale na umowie nie widniało nazwisko pana Bartosza jako prezesa firmy, tylko pana Jacka K., który na co dzień jeździł wózkiem widłowym. Jeszcze wtedy nie domyślaliśmy się, że to tylko podstawiony słup - dodaje pani Elżbieta.
Janowiec Wlkp. to niejedyna miejscowość w woj. kujawsko-pomorskim, gdzie firma z Budzynia podrzuciła kukułcze jajo. To jeszcze Tarkowo Dolne, leżące koło Bydgoszczy oraz Czołówko koło Radziejowa. Sprawą magazynów niebezpiecznych w tych miejscowościach zajęła się prokuratura we Włocławku.
- Sprawa jest w toku, a śledztwo zostało przedłużone. Wcześniej dotyczyło tylko Janowca. Prokuratura wtedy postawiła zarzuty trzem osobom. Teraz sprawy zostały połączone. Właścicielom firmy Jendrus zostały postawione już zarzuty. Grozi im od 3 miesięcy do 5 lat pozbawienia wolności. Przesłuchiwane były osoby, które założyły spółkę, jak i te, które kupowały od nich potem udziały. Do sprawy włączyło się też CBŚ we Włocławku - mówi Jarosław Zieliński, prokurator z Włocławka.

Niemiec na tropie beczek
Mimo tych kłopotów firma nadal działała. Co powiat to inny starosta, więc łatwo zgodę na magazynowanie odpadów uzyskać, łatwo magazyn wynająć i łatwo odpady niebezpieczne podrzucić. Firmie z Budzynia grunt zaczął się palić w momencie, kiedy wynajęła magazyn w Potulicach. Nieopodal magazynu znajduje się szkoła. Dzieci i nauczyciele zaczęli się skarżyć na mocny chemiczny zapach, który wywołuje problemy oddechowe oraz kaszel.

- To jest mafia śmieciowa - mówi Carl Alex Jahannes, właściciel firmy Sydfaner. - A rynek jest niestety bardzo chłonny, jeśli chodzi o takie firmy. W 2011 roku zostawili mi cały magazyn pełen odpadów. Tam są najgorsze chemiczne trucizny. Większość ma naklejone nalepki po holendersku, szwedzku, niemiecku. Kto w tym czasie prowadził firmę? Zastępca prezesa, pan Bartosz odkupił od Andrzeja N. firmę za tysiąc złotych. Przecież takie pieniądze to kpina.

Początki rodzinnej firmy
Dotarliśmy do założyciela spółki Jędruś. To Andrzej N., który miał już kłopoty z prawem. - Już się tym nie zajmuję. Ale to moją krwawicą została zbudowana firma Jędruś. Wraz z żoną i synami się tym zajmowaliśmy. Potem do spółki dołączył Jakub P. Zmieniliśmy nazwę na Jendrus, bo wydawała nam się bardziej zagraniczna, a z drugiej strony nie chcieliśmy stracić stałych klientów. Dopóki ja byłem prezesem, wszystko było w porządku. Potem jednak sprzedałem firmę Bartoszowi B. z Poznania. Początkowo mieli nawet biuro u mnie - opowiada w rozmowie z "Głosem" Andrzej N.
Co się stało, że firma zaczęła stwarzać problemy? - Bartosz B. miał "genialny" plan, jak szybko się dorobić. Nasza firma miała 30-60 tysięcy zł obrotu, a koszty to była jakaś połowa, ok. 20-30 tys. zł. On stwierdził, by pozbyć się tych kosztów i po prostu magazynować odpady, nic dalej z nimi nie robiąc. Ale ja już w tym nie brałem udziału. Te wszystkie oskarżenia w moją stronę są niesłuszne. Firmę sprzedałem, bo już nie mogłem jej dalej prowadzić. Miałem zakaz. Dlaczego? No przez głupstwo, które wcześniej zrobiłem, ale nie chcę o tym mówić - mówi Andrzej N.
Tym głupstwem był prawdopodobnie właśnie magazyn w Potulicach. Tam sprawą zajęła się prokuratura. Sąd skazał właśnie Andrzeja N. i Jakuba P.
Nowa nazwa, stare nawyki
Chociaż oficjalnie firma Jedruś i Jendrus już nie działają, to jednak na rynku jest kolejna firma działająca bardzo podobnie. Chodzi o spółkę Awinion, również z Budzynia, gdzie występują niektóre osoby związane z Jendrusem. To ona stoi za magazynami z niebezpiecznymi substancjami w Wielkopolsce.
Znajdują się one, m.in. w Adamowie, Parkowie, Mielżynie, Łosińcu, Kaliszu czy Poznaniu. W samym tylko Poznaniu nieoficjalnie wiadomo, że pozostawili 10 tysięcy ton substancji nieznanego pochodzenia, które były magazynowane nielegalnie.

I znów poza Wielkopolskę
Przylep pod Zieloną Górą (po poszerzeniu granic, już dzielnica miasta) to kolejna miejscowość na toksycznej mapie Polski. Tam również pojawiła się firma Awinion. - Doszło tam to szeregu uchybień w zakresie gospodarowania odpadami niebezpiecznymi, które naruszyły warunki zezwolenia. Większość beczek była nieopisana, co uniemożliwia nam identyfikację, jakie substancje w nich są - mówi Grzegorz Potęga z WIOŚ w Zielonej Górze. W związku z tym starosta cofnął im zezwolenie. Od tej decyzji firma Awinion się jednak odwołała. W efekcie 7 maja przekazano akta sprawy Samorządowemu Kolegium Odwoławczemu w Zielonej Górze.

Odwiedziliśmy siedzibę firmy Awinion w Budzyniu. Choć lokal był zamknięty, udało nam się porozmawiać z panią Joanną. Powiedziała, że jest pracownikiem na zwolnieniu lekarskim. Kazała kontaktować się z prezesem, który nie odbiera telefonu. - Pani Joanna, znam osobę. To miała być nawet moja synowa. Wszystkiego ją nauczyłem w firmie Jędruś, a ona teraz udaje, że nic nie wie - mówi Andrzej N. Panią Joannę kojarzą też pracownicy biura ochrony środowiska urzędu w Zielonej Górze, gdzie przedstawiła się jako kierownik biura firmy Awinion.

Prokuratura w Poznaniu także prowadzi śledztwo w sprawie transportu i składowania odpadów i substancji chemicznych przez firmę z Budzynia. Zajmujący się sprawą chce, by sprawcy byli sądzeni za sprowadzenie zdarzenia niebezpiecznego. Wtedy może im grozić nawet do 10 lat więzienia.

Co z magazynami?
Tylko z magazynów w Pile i Kleszczewie zniknęły odpady niebezpieczne. Za ich utylizację zapłacił Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska oraz starostwa. W województwie kujawsko-pomorskim oraz w innych miejscowościach w Wielkopolsce i Zielonej Górze niebezpieczne bomby wciąż tykają. Wojewódzkie inspektoraty ochrony środowiska starają się zbadać, jakie substancje znajdują się w pojemnikach. Nie mają jednak takich możliwości, bo większość beczek jest nieopisana ani też pieniędzy, by wysłać je do laboratorium.
Firma Awinion ma czas do końca sierpnia usunąć odpady z magazynu na św. Michała w Poznaniu. Czy do tego czasu beczki się nie rozszczelnią?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski