Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

16-osobowa rodzina z Tarnowa Podgórnego została bez dachu nad głową. Dzieci boją się, że zostaną odebrane. Jest zbiórka pieniędzy

Justyna Piasecka
Justyna Piasecka
16-osobowa rodzina z Tarnowa Podgórnego została bez dachu nad głową.
16-osobowa rodzina z Tarnowa Podgórnego została bez dachu nad głową. Adam Jastrzębowski
16-osobowa rodzina Mielcarków mieszka w kamienicy w Tarnowie Podgórnym pod Poznaniem. Kilka tygodni temu dekarz, który remontował dach, zszedł z budowy. Dom został zalany. Rodzina została bez dachu nad głową i pieniędzy Czwórka dzieci, przebywająca u Mielcarków w pieczy zastępczej boi się, że zostanie odebrana. Każdy może pomóc wielopokoleniowej rodzinie!

16-osobowa rodzina z Tarnowa Podgórnego została bez dachu nad głową

Małgorzata i Przemysław Mielcarkowie przez większość życia mieszkali razem z trzema synami w jednym mieszkaniu w Poznaniu.

- Temat zmiany mieszkania pojawiał się w zasadzie przez całe życie, ale rodzice nie spełniali warunków, by przyznano im lokal w ramach TBS czy mieszkanie socjalne

- mówi Jacek, syn małżeństwa.

10 lat temu rodzina postanowiła wziąć kredyt hipoteczny na zakup domu, który teraz wspólnie spłacają.

- Syn w Poznaniu już wynajmował swoje mieszkanie. Gdy dowiedział się, że kombinujemy coś z zakupem domu, dołączył

- mówi Przemysław.

Czytaj też: Nie żyje 13-letni Kostek spod Poznania. Chłopiec przegrał walkę z nowotworem. W walce wspierała go Magda Gessler

- Mieliśmy szczęście z żoną, że podpięliśmy się pod ten kredyt. Przeprowadziliśmy remont całego mieszkania, które wynajmowaliśmy. Z właścicielem uzgodniliśmy, że w zamian nie będziemy musieli płacić czynszu. Niedługo po ukończeniu remontu do drzwi zapukał komornik. Zabrał mieszkanie, okazało się, że właściciel był zadłużony

- wspomina Jacek.

Wymarzony dom

W 2013 roku Mielcarkowie kupili kamienicę w podpoznańskim Tarnowie Podgórnym. Mieli szczęście, bo idealnie nadawała się dla ich dużej rodziny.

- Wcześniej mieszkało tu tylko starsze małżeństwo. Cena była bardzo korzystna, bo trudno było im sprzedać tak duży dom. Dla nas był idealny

- mówi Przemysław.

Mielcarkowie zaczęli inwestować w kamienicę.

- Na początku wszyscy byliśmy na pierwszym piętrze. Zaczęliśmy remontować dom w środku tak, abyśmy mogli się porozdzielać, by każdy z nas miał swoją przestrzeń. Poddasze w ogóle nie było zagospodarowane. Syn Andrzej wyłożył sporo pieniędzy - zrobił tam kuchnię, pokój dla dzieci i salon. Prawa strona poddasza została oddzielona. Po remoncie dachu Andrzej miał ją sobie zagospodarować

- mówi Przemysław.

Pierwsze piętro zajmuje Jacek z żoną Moniką i dwójką dzieci oraz najstarszy syn Mielcarków. Swój pokój ma tam też mama Małgorzaty. Na parterze mieszkają rodzice - Małgorzata i Przemysław oraz czwórka ich dzieci, dla których są rodziną zastępczą.
W domu jest łącznie 16 osób.

- Lubimy nazywać się wielką włoską rodziną. Jesteśmy bardzo zgrani, wzajemnie się rozumiemy i wspieramy

- mówi Jacek.

Rodzina zastępcza spełnieniem marzeń

Przemysław był piłkarzem Warty Poznań, a później przez wiele lat pracował z młodzieżą jako trener piłki nożnej. Jego żona, Małgorzata, kocha dzieci. Jest dyplomowaną opiekunką dziecięcą, przez wiele lat pracowała w żłobku i domu dziecka. Nowy dom był szansą na spełnienie największego marzenia Małgorzaty.

- Kiedy jeszcze mieszkaliśmy w Poznaniu, żona bardzo chciała, żebyśmy stworzyli rodzinę zastępczą dla dzieci. Nie mieliśmy jednak warunków. Temat powrócił w 2015 roku. Zapytaliśmy synów, czy nie będą mieć nic przeciwko temu. Powiedzieli, że jeszcze pomogą

- wspomina Przemysław.

Małżeństwo ukończyło najpierw jeden, potem drugi kurs. Z racji swojego doświadczenia bardzo szybko stali się zawodową rodziną zastępczą.

- We wrześniu 2016 roku podpisaliśmy umowę. Miesiąc później dostaliśmy bliźnięta - dziewczynkę i chłopca z lekkim upośledzeniem. W grudniu, w trybie awaryjnym, z pogotowia rodzinnego trafiła do nas kolejna dwójka - 6-letnie rodzeństwo, chłopiec i dziewczynka, urodzeni w tym samym roku. Mieli być u nas tylko na chwilę, a są z nami już ponad 7 lat - mówi Przemysław. - To nie są zwyczajne dzieci. Bardzo wiele przeszły, zmagają się z lękami, traumami

- podkreśla.

Jacek dopowiada, że przez pierwsze dwa tygodnie pozwalali robić dzieciom, co chcą.

- Na początku była metoda prób i błędów. Kiedy weszły do naszej rodziny, puściliśmy je samopas, biegały po wszystkich piętrach. Stwierdziliśmy, że będziemy traktować je równo, tak jak nasze dzieci. Po dwóch tygodniach zrozumieliśmy, że musimy to zmienić. Te dzieci wymagają większej kontroli i uwagi. Każdego dnia odpychają od siebie zasady i trzeba im o nich ciągle przypominać

- mówi Jacek.

Przemysław wspomina przyjazd 6-letnich braci.

- Nosili pampersy, nie potrafili trzymać sztućców, nie znali nazw żadnych potraw. Byli przekonani, że sernik robi się z żółtego sera. My, jako rodzice zastępczy musieliśmy uświadomić sobie, od czego zaczynamy. To, czego uczą się 2-letnie dzieci, zaczęliśmy przerabiać z 6-latkami. Różnili się od rówieśników pod względem rozwoju emocjonalnego o jakieś 2-3 lata

- wyjaśnia.

Dzieci borykają się też z niezrozumieniem, dlaczego w ich rodzinach biologicznych nie wyszło.

- Najmłodsze rodzeństwo nie odcięło się emocjonalnie od rodziców. Kiedy tata pewnego razu narzucił im zasady, i stwierdził, że pora się kąpać, jedno z nich powiedziało: „Nie jesteś moim tatą”

- wypomina Jacek.

Najbardziej związana z Mielcarkami jest 15-letnia Wiktoria, która rozpoczęła naukę w zawodzie jubilera.

- Jak na swój wiek, jest bardzo świadoma

- mówi Przemysław.

I dodaje: - Zgodziliśmy się, by mama Wiktorii odwiedzała ją raz w roku. Często było tak, że zapowiadała się, ale nie przyjeżdżała. Raz zadzwoniła i chciała umówić się na spotkanie z córką, wtedy żona powiedziała, by sama zapytała Wiktorię. Wiktoria miała wtedy 13 lat. Powiedziała mamie, że nie chce się z nią spotkać. Mówiła: „Nie było cię, kiedy ciocia szykowała mnie do komunii. Nie było cię, kiedy cię potrzebowałam”.

Przemysław podkreśla, że dzieci mają większą świadomość przepisów niż normalnego życia rodzinnego.

- Kiedy rodził się mój najmłodszy wnuk, one pytały się, dlaczego wujek Andrzej z ciocią Magdą nie muszą iść do sądu, aby załatwić, żeby to dziecko było z nimi

- wyjaśnia.

Boją się, że zostaną zabrane

Dzieci wielokrotnie zmieniały miejsce pobytu, od placówek po rodziny zastępcze, co było dla nich traumatyczne. Kiedy poczuły, że w końcu gdzieś przynależą, że mają swoją rodzinę, w której są od 7 lat, znów zaczęły się bać, że mogą zostać zabrane. Wszystko przez kłopoty państwa Mielcarków. W trakcie remontu dachu ich dom został zalany, a firma wycofała się, pozostawiając rodzinę bez dachu nad głową i pieniędzy.

- Dzieci zaczęły wyczuwać, że coś się dzieje. Widzą, że jesteśmy nerwowi. Są nastolatkami, trudno je oszukiwać. Pytają, czy jeśli nie będzie dachu i warunków, bo może być zimno, to czy je zabiorą. Cały czas zapewniamy je, że zrobimy wszystko, aby tak się nie stało

- mówi Przemysław.

Wymiana dachu miała być kolejną inwestycją. Po niej remont miał przenieść się do wnętrza, gdzie Andrzej chciał rozbudować poddasze, a Przemysław - zająć się pokojami czwórki dzieci.

- W zeszłym roku spotkałem się z wykonawcą, którym był ojciec koleżanki mojej córki. Na jego samochodzie zauważyłem reklamę firmy. Miał zajmować się remontami dachów - wspomina Jacek. - Podpisaliśmy umowę z Maciejem B. W marcu przeprowadził trzy pomiary. Zapewniał, że wszystko będzie zrobione. Sprawdziłem jego firmę, istniała. Jednak dopiero później okazało się, że od 2020 roku była w zawieszeniu. Nie mógł więc pracować; choć wystawiał nam faktury i rachunki, wszystkie pieniądze przyjął jakby pod stołem.

Maciej B. wycenił remont na 84 tys. złotych, z czego materiały miały kosztować 34 tys. złotych, resztę - jego robocizna. Mielcarkowie, podobnie jak na dom, na nowy dach wspólnie wzięli kredyt . Faktycznie samo poszycie dachu z rynnami wyniosło Mielcarków 40 tys. zł. Łącznie wydali już 112 tys. zł.

- Już na początku wprowadził nas w błąd co do pokrycia dachu. Zapytał nas, czy nie zastanawialiśmy się nad płytą warstwową. Nie wiedzieliśmy, co to takiego. Zapewniał nas, że on takie płyty kładzie i wszystko zrobi - relacjonuje Jacek. - Stwierdziliśmy, że skoro zamówił te płyty, to już za nie zapłacimy. Zlikwidowaliśmy wszystkie oszczędności, łącznie z pieniędzmi odłożonymi na pogrzeb babci.

Maciej B. zaczął prace w ostatnim tygodniu czerwca.

- Od samego początku niestety ekipa dekarzy pracowała bardzo słabo, od końca czerwca do końca sierpnia wciąż nie skończyli dachu. Bywało tak, że nie było ich nawet po kilka tygodni, podczas których każdy deszcz zalewał nam dom

- mówi Jacek i dodaje, że Maciej B. stwierdził, że zabezpieczenie dachu nie leży po jego stronie.

- Sprawdziliśmy to. Przepisy mówią, że zabezpieczenie leży po stronie firmy. Tego nie musi być nawet w umowie

- wyjaśnia.

Mielcarkowie, usiłując ratować swój dobytek, musieli na własną rękę kupić plandeki, i zabezpieczyć dach. Brali wszystko, co było w sklepach.

- Podawałem synom te plandeki z poddasza z drżącym sercem, żeby tylko nikt nie spadł. Cały czas myślałem, żeby zeszli z tego dachu. Z drugiej strony, wiedziałem, że musimy ratować nasz dom

- tłumaczy Przemysław.

Ciąg dalszy tekstu pod materiałem wideo.
Turystyczna Wielkopolska - Szreniawa:

od 16 lat

Wyrządzone przez deszcz straty okazały się ogromne.

- Piętro mieszkalne na poddaszu przestało istnieć. Woda lała się wszędzie, zalewając pierwsze piętro. Zaczęły spadać sufity. Nigdy w górach nie byłem, ale wiem już, jak wygląda wodospad - tak leciało po schodach

- mówi Andrzej.

Mielcarkowie mieli coraz więcej wątpliwości, jednak po wielu rozmowach z sąsiadami, którzy odradzali im zmianę firmy, uznali, że pozostaną przy obecnej i sprawią, by doprowadziła prace do końca.

- Sąsiedzi mówili, że mamy przecież umowę, więc niech skończą ten remont

- wspomina Przemysław.
Zostali bez dachu nad głową

Pieniądze Maciejowi B. wypłacane były za każdy ukończony etap. Na początku, w ramach zaliczki, wziął też 10 tys. złotych, które miało stanowić wynagrodzenie za położenie poszycia dachu. Dekarz jednak nigdy dachu nie dokończył.

- Byłem z nim umówiony na godzinę 14. Miałem zapłacić mu 5 tys. złotych za kolejny etap prac. Jednak kiedy przyjechałem, jego już nie było. Zabrał swoje narzędzia i po prostu zniknął

- mówi Jacek.

Maciej B. zerwał umowę mailowo. Jako powód wskazał, że nie otrzymał pieniędzy za wykonany etap. Dodał, że monitował o zapłatę dwukrotnie.

- Nie dostaliśmy żadnych monitów. Kiedy poprosiliśmy o potwierdzenie ich wysłania, nie otrzymaliśmy go. W zamian - już po wypowiedzianej umowie - przesłał nam monity. To niedorzeczne

- mówi Andrzej.

To jednak nie najgorsze, co spotkało rodzinę Mielcarków. Kiedy stwierdzili, że wezmą nową firmę, by położyła poszycie dachu, okazało się, że wszystko trzeba rozebrać i zacząć od nowa, bo wszystko, co zrobił Maciej B., było wykonane źle, a pokrycie dachu płytą warstwową, która nie nadaje się na domy jednorodzinne, groziłoby zawaleniem.

- Dach mógłby się po prostu złożyć. I spadłby albo na nas, albo na sąsiadów

- mówi Jacek.

Przemysław postarał się też o opinię inspektora budowlanego, który potwierdził, że wszystko należy rozebrać i zacząć od nowa.

- Materiały, które zamówił i chciał wykorzystać Marcin B., do niczego się nie nadają. Nie można ich wykorzystać. Tak samo jest z płytą warstwową, na którą wydaliśmy 40 tys. złotych. Co gorsza, nie możemy jej zwrócić, bo była cięta na zamówienie… - dodaje Jacek. - W tej chwili mamy wydany cały kredyt, wszystkie oszczędności i zaczynamy od nowa.

Rodzina ostatnie pieniądze, 5 tys. zł, które miał dostać Marcin B., przeznaczyła na projekt nowego dachu. Pracę, w tym za rozbiórkę obecnej konstrukcji, wyceniono na 93 tys. złotych.

- Nie mamy już pieniędzy. Dołożyliśmy do dachu ostatnie oszczędności. Zostaliśmy bez dachu nad głową i z kredytem do spłacenia

- mówi Jacek.

Dom wymaga też remontu po zalaniu. Straty te wyceniono na 74 tys. złotych.

- Ze wszystkiego co inwestowaliśmy tu przez 10 lat - jak liczyliśmy, cofnęli nas o jakieś osiem

- mówi Andrzej.

Mielcarkowie potrzebują pomocy. Bez naszego wsparcia mogą nie przetrwać. Pilnie muszą mieć zrobiony dach, każdy deszcz to kolejne zniszczenia. Na portalu pomagam.pl trwa zbiórka pieniędzy dla rodziny.

Link do zbiórki: TUTAJ

Każdy, kto chciałby pomóc, może też skontaktować się z naszą redakcją - [email protected], tel. 698 635 635.

- W końcu mieliśmy swój kawałek świata, swój azyl. Mówi się, że w rodzinie siła, teraz siła jest w ludziach, musimy polegać na tych, którzy chcieliby nam pomóc

- mówi Przemysław.

Firma przedstawia swoją wersję

Dekarz Maciej B. nie poczuwa się do winy.

- Inwestor nie wypłacił mi pieniędzy za skończony etap, dlatego wypowiedziałem umowę. Wcześniej monitowałem dwukrotnie

- mówi.

Dodaje, że dach był zabezpieczony.

- Mam na to zdjęcia, jak było zabezpieczone każdego dnia, po skończonych pracach. Te zdjęcia były wysyłane też do pana Jacka. Jak były prognozy o silnych deszczach, zabezpieczaliśmy dach mocniej, materiałami, które mieliśmy od rodziny

- mówi dekarz.

Dlaczego więc doszło do zalania domu skoro dach był odpowiednio zabezpieczony? Marcin B. wskazuje, by to pytanie skierować do rodziny Mielcarków.

Dekarz odniósł się także do płyty warstwowej, która miała zostać położona na dach, a która - zdaniem inspektora nadzoru budowlanego - miała nie nadawać się na ten dom.

- Płyta warstwowa jest lżejsza od eternitu, który państwo Mielcarek mieli na swoim dachu. Z kolei wykonana konstrukcja - grubość belek i przekroje - na pewno wytrzymałaby ciężar większy od tej płyty

- zapewnia.

Te przedmioty w domu przynoszą szczęście. Sprawdźcie je w naszej galerii!Przejdź do galerii ---->

Te przedmioty w domu przynoszą szczęście. Warto mieć je zaws...

Jesteś świadkiem ciekawego wydarzenia? Skontaktuj się z nami! Wyślij informację, zdjęcia lub film na adres: [email protected]

Obserwuj nas także na Google News

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski